Czy złoto w złotych ma sens

wygląda na to że tak

Drogi Czytelnik, dorzucając w swojej niedawnej korespondencji parę komplementów które adresata zupełnie onieśmielają a za które tym niemniej serdecznie dziekuje, porusza istotne zagadnienie – czy złoto jest istotnie sensowną inwestycją skoro jego cena w złotych stoi w miejscu. Pisze:


Z zainteresowaniem czytam panskiego bloga, prenumeruje tez newsletter. I oczywiscie mam troche zlota. Musze Panu powiedziec, ze w polskiej rzeczywistosci (wirtualnej, ale nie tylko) jest Pan kims w rodzaju bialego kruka, ze wzgledu na panskie hobby (edukacja ekonomiczna) ale tez z powodu panskiego podejscia do samych inwestycji. Zapelnia Pan nisze ktora w Polsce zionie pustka (obok Instytutu Misesa i J. Fijora – nie przychodzi mi nikt inny do glowy).


Chcialbym Pana zapytac o ciekawe zjawisko z ktorym sie dzis zetknalem. Sprawdzilem ceny zlota w Reiffeisen Banku i porownalem je z tabela sprzed ponad roku. W kwietniu 2006, kiedy zloto stalo ok. 620$ za uncje, ceny zlota lokacyjnego byly minimalnie wyzsze (w zlotowkach), niz dzis, kiedy uncja jest ok. 100$ drozsza. Rozumiem, ze wplyw na to ma cena dolara i mocna pozycja zlotego, ale zeby az tak? Wydaje mi sie to podejrzane, co Pan o tym sadzi? Moim zdaniem stawia to pod znakiem zapytania sens inwestowania w zloto, bo wychodzi na to, ze odsprzedac trzeba by bylo taniej niz sie kupilo. Cena w dolarach ma tu drugorzedne znaczenie, zyjemy w Polsce.

Oczywiście każda reakcja od czytelników cieszy i jest wartościowa, ale te sceptyczne są podwójnej wartości. Po pierwsze wskazują na myślenie czytelnika, po drugie zmuszają do myślenia autora, forsując okresowy, krytyczny przegląd założeń które stoją u podstaw przyjętej filozofii inwestowania. Podkreślamy bowiem zawsze aby nie inwestować w nic czego się nie rozumie, nie czuje, lub w co się wątpi, a gdzie jedynym motywatorem jest nadzieja i gorące tipy od innych. Jest to typowa mentalność stada i recepta na problemy.

Co do złota – cóż, z polskiej perspektywy złoto istotnie nie ma sexappealu, powiedzmy, Petrolinvestu. Amatorzy mocnych wrażeń finansowego odpowiednika bungee jumping bez liny nie mają tu istotnie czego szukać. W dodatku nie chcący uchodzić za gold buga autor sam potrafi sobie łatwo wyobrazić parę scenariuszy w którym odładowanie pozycji w złocie będzie miało sens. Ale nie teraz.

Oczywiście Czytelnik ma pełną rację że złoto w PLN stało w miejscu. Ale, heck, w większości walut przez ostatni rok też stało w miejscu bo tylko US$ spadał! W euro dopiero teraz złoto ponownie przekroczyło linię 500/oz. Ale patrzenie na złoto pod kątem stabilnej aprecjacji cenowej w PLN jest nieporozumieniem. W tym celu lepiej kupić sobie kawałek łąki nad rzeczką albo obligację państwową.

Tak jak podkreślaliśmy wielokrotnie, po pierwsze całkowita pozycja złota w portfelu powinna być umiarkowana (5%-10%), po drugie złoto pełni przede wszystkim rolę polisy ubezpieczeniowej, a jego potencjał aprecjacyjny jest wartością dodaną, mocno zależną od fazy rynku w której się znajdujemy. W końcu po trzecie – złoto kupuje niezależność. Napomknę o tych trzech rzeczach po kolei.

Mówimy o budowaniu kapitału w długim przedziale czasowym – tradycyjnie w DwuGroszach używamy kontekstu budowy kapitału emerytalnego. W tym czasie różne rzeczy mogą się zdarzyć i się zdarzą. Musimy wliczyć w to okresy hoss i bess, a o tych ostatnich niewielu w RP ma (jeszcze) jakiekolwiek pojęcie. Poza tym, budować kapitał to jedno a nie tracić zbudowanego już kapitału to drugie – oba aspekty są jednakowo ważne a jeden bez drugiego nie ma sensu. Rzadko ktoś zwraca uwagę na tę fundamentalną zależność. Jeżeli teraz wszystko inne okaże się lepszą inwestycją od złota przez te 20 czy 30 lat, to okay! I tak wszyscy będziemy na koniec milionerami, a te 5% czy 10% „stracone” w złocie nic tu nie zmieni. Złoto, które zapiszemy w spadku wnukom, i tak zachowa swoją wartość, jedynie doznając niższej aprecjacji niż inne instrumenty. Załóżmy że tak będzie.

Jeżeli jednak dopuszczamy szansę na to że pomiędzy teraz a wtedy dojdzie do zasadniczego kryzysu papierowego pieniądza i hiperinflacji, chociażby takiej jaką mieliśmy w PRL za Rakowskiego, to to co jedynie nam pozostanie będą tangibles – dom, grunt, i złoto. Wszystko inne pójdzie z dymem czy też, jak kto woli, z pewną ilością przekreślanych zer, tak jak w 1995. Wówczas te 10% w złocie będzie warte 1000%, 10000% czy więcej i będzie jedyną rzeczą która się liczy, oprócz paru konserw, zapałek i latarki… Inwestycja w polisę przeciwpożarową jest też kiepską inwestycją – do czasu pożaru.

Innym aspektem złota, który należy właściwie zrozumieć, jest właśnie to w co Drogi Czytelnik wątpi – potencjał aprecjacyjny. Złoto porusza się w długim cyklu, mniej więcej odpowiadającym wzbierającej beztrosce i rosnącym finansowym ekscesom umożliwianym przez papierowy pieniądz. Przy rozsądnej, powściągliwej polityce monetarnej złoto nie byłoby wogóle potrzebne (jest to zresztą recepta na permanentnie niskie ceny złota). Ale odpowiedzialność i powściągliwość rządów z glejtem do druku pustego pieniądza z czystego powietrza to oksymoron. Dlatego od kilku lat mamy ponownie sekularną hossę w złocie która jest reakcją na lata wcześniejszych ekscesów. Historia uczy że tak jak poprzednio, tutaj również dojdzie kiedyś do przesilenia, do runu na banki czy do dzikiego pędu mas by pozbyć się tracącego na wartości z każdym dniem papieru by kupić za to złoto. W końcowej fazie rozgrywki złoto będzie skakało po 5% dziennie, a wszystkie fora zamiast o Pertolinveście będą szumiały o otwieranych codziennie nowych funduszach złota. W taki moment paniki zakupów mas będzie najwyższy czas na wyjście ze złota. Niewykluczone jest też że do końcowej paniki nie dojdzie ponieważ złoto, w tej czy innej formie, powróci wcześniej oficjalnie do systemu finansowego. Będzie to również sygnał do redukcji pozycji.

Klejnoty Pojezierza Drawskiego
autor: Jacek Walczak, cykl Pojezierze Drawskie www.futura.pl


Ale zanim do tego dojdzie, dopóki trwa obecna orgia długów, deficit spending i drukowania papierowego pieniądza bez ograniczeń, inwestorom w złoto nie pozostaje nic innego jak tylko zarzucić wędkę i cierpliwie czekać. Złoto typowo ma długie okresy przestoju. Co więcej, doznaje od czasu do czasu dotkliwych spadków, testujących morale i wolę inwestorów, i wypanikowując całą resztę przypadkowych podróżnych którzy nie odrobili swojej pracy domowej. Przestoje przedzielone są jednak zapierajacymi dech rajdami, a czynniki fundamentalne obecnie nie mogłyby być lepsze dla złota. Właśnie teraz, gdy run na banki powrócił właśnie do słownika a crack-up boom Misesa zaczyna być widoczny jak na dłoni, moim zdaniem nie jest czas aby wątpić w potencjał aprecjacyjny złota! Szczególnie że najprawdopodobniej jesteśmy w dodatku już po PO (peak oil), i że wielkie zaciskanie pasa dopiero się zacznie.

Jest w końcu funkcja „kupowania niezależności” którą niewielu widzi, a jeszcze mniej docenia. Pewnie dlatego że demokratyczne pranie mózgów społeczeństw pandemicznie uzależnionych w życiu codziennym od państwa wyprało z ludzi poczucie niezależności, suwerenności i wolności osobistej. A złoto (fizyczne) to własnie to – niezależność, suwerenność i wolność osobista! Nic dziwnego że kartel banków centralnych zwalcza je i pomniejsza na każdym kroku, broniąc swojego monopolu papierowego pieniądza pozwalającego utrzymać kontrolę nad masami. Masy dzielnie składają wirtualne miliony w wirtualnych akcjach na wirtualnych kontach, a że mogą wszystko za to kupić, oparty na wierze w papier system działa. Ale wystarczy jedno tąpniecie, jedno zawirowanie, aby grać przestał. Run na Northern Rock, który nie mógłby być bardziej na czasie, wymownie to ilustruje. Jakiś brytyjski Modalski mógł mieć milion funtów na swoim koncie w Northern Rock, ale jak nie może się do niego dostać a musi wyjść z gotówką to ma praktycznie zero. Jeżeli Northern Rock by runał, to z jego miliona pozostanie raptem 30 tysięcy wypłaconego „ubezpieczenia”. Ale jeżeli oprócz Northern Rock runie jeszcze parę innych banków to dostanie dokładnie zero – bo „gwarantowanie” papierowych wkładów w przypadku kryzysu systemowego jest tak samo palcem po wodzie pisane jak same wkłady.

Albo weźmy przykład z własnego podwórka – każdy dzielnie składa w OFEs teoretycznie „swój” kapitał, którego w całości jednak nigdy nie zobaczy. Nigdy nie będzie dana mu wolność wzięcia do ręki tego kapitału aby np. spędzić emeryturę gdzieś w cieniu palm, zamiast w cieniu ZUSu. Jeden mały kryzys – a w obliczu napieć wokół PO (peak oil) zdziwiłbym się gdyby do takiego na przestrzeni lat nie doszło – i pierwszym posunięciem władz w panice może być blokada kont i transferów pienieżnych. Albo inny kryzys – finalny kolaps ZUSu na przykład – i jednym dekretem każda wypłata dzielnie uskładanych milionów PLN na kontach IKE może zostać obowiazkowo przystrzyżona przez jakiś specjalnie wprowadzony „podatek kryzysowy”, sprzedawany oczywiście jako wyraz „solidarności z emerytami”, czemu nie? Czy też w końcu najefektywniejsza forma konfiskaty majątku przez państwo – inflacja. Złoto jest gwarantem prywatnej własności i w tej roli stoi na przeszkodzie konfiskacyjnym zapędom państwa. Wszystko co nie jest złotem w prywatnej posesji jest pod kontrolą zewnętrzą i może z dnia na dzień zostać zamrożone lub zredukowane do ułamka poprzedniej wartości. Nie chodzi tutaj przy tym o żadne czarnowidztwo czy przepowiednie, jedynie o patrzenie na świat zimno, krytycznie i bez emocji, jedynie w kategoriach szans i prawdopodobieństw.

W sumie – umiarkowana pozycja w złocie jest sensownym dodatkiem do każdego portfela, IMO, i pełni nie jedną ale kilka ważnych funkcji. Jej wielkość odzwierciedla to jaką wartość do tych funkcji przywiązujemy i jest osobistym, subiektywnym wyborem.

Więcej szczegółów o inwestowaniu w metale szlachetne, łącznie z komentarzem rynkowym i alertami, dla abonentów naszego DwaGrosze NewsLetter. Dołącz i Ty!

©2007cynik9

5 thoughts on “Czy złoto w złotych ma sens

  1. Teraz to chyba złoto należy sprzedawać czy może jeszcze większe wzrosty?

  2. Przepraszam za brak precyzji. Chodzilo mi bardziej o sformulowanie: „patrzenie na złoto pod kątem stabilnej aprecjacji cenowej w PLN jest nieporozumieniem. W tym celu lepiej kupić sobie kawałek łąki nad rzeczką albo obligację państwową.
    „. Dlatego mysle ze TERAZ jest ostatni moment kiedy de facto nalezy lokowac wiecej niz marne 10% swojego portfela w zloto

  3. od autora:

    Autor nie bardzo rozumie z czym konkretnie Drogi Czytelnik niekoniecznie się zgadza, czyli nie zgadza. Odpowiedź na tytułowe pytanie w konkluzji postu jest, a przynajmniej wg. intencji autora powinna być, pozytywna…

    pozdr.

  4. Wydaje mi sie ze mimo silnego zlotego jest sens inwestowania w zloto – przez co nie zgadzam sie do konca z autorem. Musze powiedziec ze patrzenie na wykres zlota w dolarach jest bardzo mylace. Bo jesli zalozymy ze od roku 2001-2 gdzie zloto bylo po 300$/oz do dzisiaj kiedy dolar jest o POLOWE tanszy. wiec zeby zachowac NIEZMIENIONA WARTOSC zloto musialo PODWOIC CENE W DOLARACH. Zatem nie byl to zaden trend tylko zachowanie WARTOSCI. Trend zaczyna sie powyzej 600$/oz i tak naprawde zaczal sie w tamtym roku. Zeby nie byc goloslownym: cena bielika w tamtym roku oscylowala ok 2000-2200zl/oz a teraz 2600/oz i rosnie. Poza tym za chwile wystrzeli inflacja na swiecie oraz wszystkie panstwa po kolei za USA zaczna dewaluowac swoje waluty – wtedy pogadamy o inwestowaniu w zloto (mam nadzieje ze do tego czasu kazdy to czytajacy bedzie zaopatrzony w WOREK ZLOTA)

  5. Poza tym drukowanie pieniędzy trwa w najlepsze. Wg. NBP podaż pieniądza (zarówno M3 jak i M1) wzrosła ok 16% rok do roku na koniec sierpnia. Podwyżki stóp zahamowały wzrost podaży jedynie chwilowo.

Comments are closed.