„wszystko pod kontrolą” czyli kryzys wszędzie
“Amerykańska gospodarka pozostanie wystarczająco silna aby przezwyciężyć każdą turbulencję” – stwierdził ostatnio prezydent Bush ogłaszając państwowe poręczenie gigantycznych strat w sektorze pożyczek hipotecznych subprime.
My jako contrarians tu na blogu DwaGrosze podejrzewamy że prawda jest bardziej zbliżona do odwrotności tej pokrzepiającej serca wersji oficjalnej. Dlatego też nie spodziewamy się usłyszeć z oficjalnych źródeł że kryzys na rynkach finansowych rozprzestrzenia się jak pożar po prerii. Co w istocie czyni. Świadczą o tym chociażby powtarzające się coraz częściej opinie że kryzys jest ograniczony (“contained”). Jeżeli byłby ograniczony i pod kontrolą to po co to w kółko powtarzać? Szczególnie gdy powtarzają to ci sami ludzie którzy jeszcze przez miesiącem twierdzili że nie ma żadnego kryzysu. I którzy przez lata wogóle nie widzieli żadnego niebezpieczeństwa.
Ktoś zwrócił uwagę że akcja Busha przypomina akcję małych banków na amerykańskiej prowincji we wczesnych stadiach depresji lat 30-tych. Wykładały one posiadaną gotówkę na publiczny widok, aby w ten sposób udowodnić że ją mają i uniknąć szturmu klientów po swoje depozyty. A klienci w międzyczasie zajęci byli szturmowaniem innego banku… 😉
Z uwagi na rozmiary bailoutu różnica tym razem jest taka że Bush wykłada obecnie w witrynie nie gotówkę, ale kredyt – obietnice i przyrzeczenia. Jak może wyłożyć gotówkę skoro rząd jest już $9 bilionów (US$ trillions) na minusie?
Na czym więc dokładnie ma polegać ten pakiet ratunkowy Busha, na zdrowy chłopski rozum? Z tego co się możemy zorientować, głównie na rozdawaniu $$ tonącym dłużnikom celem odwleczenia bankructw. To po pierwsze. Po drugie, na awaryjnym zawieszeniu pewnych przepisów podatkowych, co dodatkowo uszczupli dochody państwa. Po trzecie, na rządowym poręczeniu refinansowania sektora subprime, co oznacza jeszcze więcej pożyczek poręczanych przez rząd.
I pomyśleć że to nowe tsunami liquidity i skala intensywnej terapii uważane są za konieczne już przy spadku giełd o marne 10% i kilkuprocentowym spadku cen nieruchomości. Mimo uprzednich wzrostów o 50% w ciągu ostatnich 5 lat i o coś około 100% w ciągu ostatnich 10 lat. W przeciwnym razie, jeśli wierzyć rozmaitym spin-doktorom, ta “wystarczająco silna” gospodarka wpadłaby w recesję lub jeszcze gorzej. A co się stanie gdy giełdy i nieruchomości tąpną o dalsze 30%? Hmm, czy tu ktoś kogoś nie buja?
Pozostaje jeszcze pytanie, czy wogóle nie poświęcamy zbyt dużo miejsca problemom w odległej Ameryce. Co nas to w końcu obchodzi? Otóż obchodzi, a jak nie to powinno, ponieważ w połączonym świecie, opartym na wspólnym fundamencie papierowej waluty bez pokrycia, problemy amerykańskie łączą się z naszymi i cokolwiek się tam dzieje wzmocnione rykoszetem wraca wkrótce tutaj. Globalizacja to nie tylko swobodny przepływ $$ i prosperity przy sprzyjającej pogodzie. Przy gorszej pogodzie równie dobrze może to oznaczać wspólne ekonomiczne szambo.
Mamy oto USA, od lat sztucznie unikające potrzebnej recesji drogą orgii taniego pieniądza, przy braku odrobiny rozsądku i umiaru, w porównaniu do czego głośny kryzys w Azji płd-wschodniej pod koniec lat 90-tych wydaje się teraz małym piwem. A nic nie korumpuje dusz i umysłów tak jak pieniądz prawie za darmo. Doprowadził on do groteskowego wzrostu cen nieruchomości i umożliwił szerokie pożyczanie pod zastaw rosnących w cenie domów. To dodatkowo podsycało popyt przez klika lat. Dzięki globalizacji i rozmaitym “structured products” teraz się okazuje że ze słonymi rachunkami za tę orgię budzą się banki na całym świecie, od Chin po Australię i po Niemcy. Sama Ameryka zaś ma deficyt rachunku bieżącego w rejonie $700 miliardów rocznie…
W tej sytuacji wydaje się że jesteśmy niedaleko brzemiennego w skutkach wyboru który zdefiniuje kierunek wydarzeń i światowej gospodarki na najbliższe kilka lat. Fed ma do wyboru albo kontynuować stopniowe przykręcanie śruby i wymusić powrót do rozsądku, doprowadzając jednak do nieuchronnej recesji, albo ulec presji finansowego establishmentu i spowrotem otworzyć kran z gotówką. W pierwszym przypadku wykończy rynki akcji, w drugim przypadku wykończy dolara. Zrobi prawdopodobnie to drugie, co dolar, który spadł właśnie poniżej fundamentalnej linii wsparcia na poziomie 80 (indeks dolara – wpis na blogu), zdaje się przeczuwać. Potwierdzać to zdaje się również gwałtowny rajd w złocie, które wystrzeliło ostatnio do ponad $700/oz po raz pierwszy od maja 2006 (Fig 1). Dla czytelników DwaGrosze NewsLetter nie powinno to stanowić zaskoczenia – monitorujemy tam sytuację z metalami szlachetnymi na bieżąco.
Dla tych którzy zarządzają swoim kapitałem nie są to łatwe czasy. Antycypując rozwój wydarzeń – krótko mówiąc – nie bardzo wiadomo gdzie się schować… Złoto jest jedną z logicznych możliwości, o której tu regularnie dyskutujemy. Energia byłaby inną. Być może selektywne sytuacje w nieruchomościach lub fundusze typu short (zyskujące w razie spadku). Ale wszystko inne, naszym zdaniem, narażone jest na znaczne fluktuacje i w wielu przypadkach na znaczne spadki.
Rynki akcji wogóle wydają się żyć trochę na pożyczonym czasie, nawet jak Bernanke obniży stopy. W tym ostatnim wypadku istnieje – naszym zdaniem – szansa na tzw. pułapkę niedźwiedzia (bear trap) o historycznych proporcjach. Obniżenie stóp, o ile do niego dojdzie, może zostać zinterpretowane przez nawykły do giełdowej hossy inwestoriat jako koniec problemów i początek nowego etapu wzrostów. Niewykluczone nawet że zasilone nowymi dolarami giełdy nieznacznie pobiją dotychczasowe rekordy. Gdyby tak się stało może się to okazać kosztowną fatamorganą dla wielu.
Pisząc jakiś czas temu kawałek o II filarze emerytalnym i inwestycjach w OFE, zwracaliśmy uwagę na to że inwestor na swój kapitał tam zainwestowany nie ma żadnego wpływu. W dodatku cały ten kapitał siedzi zainwestowany w Polsce, z czego znaczna część na WGPW. Tak stanowią przepisy. Przy świetnej pogodzie jaką mieliśmy przez lata nie ma z tym problemu. Nie warto się też spierać czy jeden OFE jest trochę lepszy od drugiego w ostatnim roku czy dwóch. Ale w czasach takich jak obecne rozsądnym kursem dla inwestora byłoby, IMO, poinstruowanie managera w OFE aby przeszedł przynajmniej z częścią jego kapitału do pozycji cash lub złota. Niestety, w OFEs taka możliwość nie istnieje bo to nie my zarządzamy tym kapitałem. Nie jest także wykluczone że przepisy wogóle zabraniają OFEs na trzymanie większej pozycji w cash lub złocie, bądź też w pozycji short, ponieważ nie jest to w interesie ich sponsorów. Kto wie więc czy przyszli emeryci nie będą wkrótce w horrorze obserwować jak ich emerytalne jajko zamiast rosnąc zacznie się dla odmiany kurczyć.
Oczywiście w dłuższej perspektywie akcje zawsze idą w górę, yada, yada, znana to śpiewka maklerów. Ale skoro krótsza perspektywa jest kiepska, to stanie z boku jest pełnoprawną, sensowną strategią na zachowanie kapitału. A zachowanie kapitału jest, właśnie w „dłuższej perspektywie”, conajmniej tak ważne jak jego rozbudowa.
Weźmy na przykład taki WIG20 (powyżej) który w pieć lat wzrósł o 250%. Należy odnotować to z respektem i poważaniem. Nie zdarza się to często i może się nie zdarzyć prędko ponownie. Dlatego dla beneficjentów tego fenomenalnego runu ochrona osiągniętego rezultatu, nawet kosztem bezproduktywnego przeczekania w gotówce najbliższych kilku miesięcy, może okazać się całkiem rozsądnym pomysłem.
Zresztą nawet i z tą “dłuższą perspektywą” zalecana jest ostrożność. W “dłuższej perspektywie” na przykład rzeczywistość i tak wymusi, IMO, redukcję kredytu, niezależnie od tego jak Bush z Bernanke starają się temu zapobiec. A to z kolei zaciąży nad rynkami kapitałowymi które, przy odciętym paliwie, prawdopodobnie i tak znacznie obniżą loty. Być może na parę lat.
Może to skłonić wielu ludzi do bardziej trzeźwego spojrzenia na sprawy ryzyka i waluacji. Gdy to zrobią, najpewniej odrzucą okresowo powracającą mantrę że “tym razem będzie inaczej”, dochodząc do wniosku że rynki są (były?) historycznie przewartościowane. Owszem, run był wspaniały, kiedy trwał. Ale od dwustu lat rynkowe topy i doliny odpowiadają wskaźnikowi P/E (cena do zysku) fluktuującemu od 15 (topy) do odpowiednio 8 w bessach. Czy więc nowa światowa hossa może zacząć się od obecnych 18? Poziom dywidend również zmieniał się historycznie od mniej więcej 8% w dnach bessy (wysoka dywidenda przyciąga inwestorów do akcji, które nie cieszą się w tym okresie powodzeniem) do 2 ½% w szczycie hossy (kiedy to zysk kapitałowy podwindował cenę akcji). Czy prawdopodobna jest nowa hossa przy obecnych dywidendach poniżej 1,5%, wbrew historii i na podstawie założenia że tym razem liczą się jedynie zyski kapitałowe? Czy tym razem istotnie będzie inaczej? Hmm, wszystko jest oczywiście możliwe… pytanie tylko na ile.
Więcej szczegółów o inwestowaniu w metale szlachetne, łącznie z komentarzem rynkowym i alertami, dla abonentów naszego DwaGrosze NewsLetter. Dołącz i Ty!
©2007cynik9
Dzis slowo „bailout” nabiera nowych znaczen…
Slownik ling.pl, cytat: „wsparcie finansowe, kaucja, poręczenie finansowe, ~ sth out – również wybranie wody z dna łodzi”
No i bęcło Cyniku ,proroku analityku .U nas też zaczynaja wprowadzać produkt bankowy – pozyczka hipoteczna żyrowana przez rodzinę,wkrótce sasiadów i nieznajomych .Byle pozyczać i zadłużać.U mnie zero długu.
pozdrowienia