Giełdowe ABC na zdrowy chłopski rozum (4)

czyli jak doczekać się dożynek zamiast dać się dorżnąć

Kończymy w tym odcinku nasz krótki kurs giełdowgo BHP, mając nadzieję że może się okazać przydatny, szczególnie gdy trwająca od dłuższego czasu łagodna giełdowa bryza przekształci się w sztorm z przeciwnego kierunku.

Nie spekuluj na kredyt. Mark Twain powiedział kiedyś „październik – to jeden z najniebezpieczniejszych miesięcy do spekulowania na giełdzie. Innymi są lipiec, styczeń, wrzesień, kwiecień, listopad, maj, marzec, czerwiec, grudzień, sierpień i luty. ” A cynik9 dodaje: a jak już to czynisz to tylko za własne fundusze. Zajęcie pozycji w walorze jest w końcu zakładem o jego przyszłą aprecjację, która nastąpi albo i nie. Drogą analizy danych i rozsądnego myślenia staramy się wybrać taki walor w którym jeden kierunek ruchu ceny (zazwyczaj, ale niekoniecznie w górę) wydaje się dużo bardziej prawdopodobny niż drugi. Związane z tym procesem inwestycyjnym, jak z każdym innym, jest ryzyko. Dopóki jednak fundusze należą do inwestora błąd nie grozi eskalacją problemu – zamykamy pozycję akceptując stratę, kropka. Inaczej ma się sprawa gdy walory kupujemy na kredyt, co usłużny makler często sam zasugeruje. Łatwo wpaść w tę pułapkę ponieważ oferuje to nieraz znaczną dźwignię która może zwielokrotnić nasze profity przy niewielkim zaangażowanym kapitale (jeszcze raz – strzeż się futures!). Niestety, dźwignia ta działa także w drugą stronę, i w trybie szybkim może również zwielokrotnić nasze straty. O ile w poprzedniej sytuacji zbycie waloru definitywnie straty zamyka, tutaj pozostaje jeszcze debilitujący dług do spłacenia. Konkluzja z tego jest taka – przeciętny Modalski inwestujący swój IV filar nie powinien nigdy ulec pokusie „wzmocnienia” swoich wyników drogą inwestowania na kredyt. Chyba że chce się w szybkim tempie znaleźć w deep yogurt. Zresztą o ile posiada mieszkanie czy dom jest już prawdopodobnie wystarczająco zadłużony.

Nie tracić przede wszystkim. Sprzedajemy więc tylko wtedy gdy ustał racjonalny powód dla którego walor kupiliśmy lub gdy osiągnęliśmy przewidywany pułap zysku. Nie wtedy kiedy inni to czynią – jest to prawie zawsze błąd! Wiem, wiem, czasem jest to bardzo trudne. Ktoś krzyknie „pożar” w przepełnionym teatrze i inwestorzy owczym pędem masowo rzucą się ku drzwiom. Takie chwile właśnie rozróżniają inwestora od panikującego przy lada tąpnięciu inwestoriatu. Najlepiej ujął to Warren Buffet, znany guru inwestowania: „Badź odważny gdy inni się lekają, lękaj się gdy inni są odważni„. Amen.

Walor zostaje więc nagle przeceniony – czy stało się to na skutek zmiany okoliczności na podstawie których w niego zainwestowaliśmy? Żaden pierwotny (secular) trend wznoszący nie obywa się bez bolesnych i czasem długich spadków. Jeżeli nasze uzasadnienie zakupu pozostaje w mocy, to panika jest jedynie prezentem – pozwala tanim kosztem powiększyć pozycję. Po drugie – celem poważnego inwestowania, zwłaszcza w kontekście emerytalnym, jest nie tyle osiągnięcie gigantycznych zysków co przede wszystkim – zachowując szansę na zyski – niedopuszczenie do katastrofalnych strat. Jedną z pożytecznych reguł jest tu automatyczne wycofanie części oryginalnego kapitału w przypadku znacznej aprecjacji inwestycji. Na przykład, wycofujemy połowę zainwestowanego kapitału z chwilą aprecjacji 50%, i pozostała połowę z chwilą dalszej aprecjacji do 100%. W ten sprosty sposób pozwalamy naszym zyskom dalej pracować, pilnujac jednak aby kapitał startowy powrócił do nas po wykonaniu zadania.Oczywiście jest to tylko przykład, i to dość wydumany, ponieważ przyrosty wartości tego typu, zwłaszcza w skali roku, zdarzają sie nieczęsto. Zapamiętać warto jednak tę oczywistość: jeżeli nasz walor spadnie o połowę to będzie się musiał potem podwoić abyśmy wyszli na zero. Jak prawdopodobny jest taki spadek? A jak prawdopodobna jest taka aprecjacja po spadku, i w jakim terminie?

Ustal czerwoną linię. Co jednak robić gdy kupiony przez nas walor nie wykazuje chęci do wzrostu lecz wręcz przeciwnie, zaczyna spadać? Przede wszystkim, nie panikujemy ponieważ – powtórzmy raz jeszcze – spadki są naturalną, integralną częścią procesu inwestowania. Najlepiej wziąć w takich przypadkach Debeta i wybrać sie w naturę dla spokojnej kontemplacji!

Są techniki, pozwalające oszacować rodzaj i głebokość spadku i wyciągnąć z tego pewne wnioski co do dalszego postępowania. Warto jednak wyznaczyć awansem, jeszcze przed inwestycją, pewną graniczną wartość, spadku poniżej której nie będziemy tolerować a w każdym razie obowiązkowo przemyślimy dalszy sens inwestycji. Przekroczenie tej „czerwonej linii” może wskazywać na poważny błąd w naszych wyjściowych założeniach i konieczność ich rewizji. Gdy dojdziemy do konkluzji że decyzja była chybiona – działamy szybko i bez skrupułów, likwidując inwestycję i akceptując stratę. Nie pierwszą, i nie ostatną. Nigdy nie dodajemy do przegrywajacej pozycji poniżej naszej czerwonej linii, łudząc się na zmianę! A o ile taka zmiana przyjdzie, również nie żałujemy że odcieliśmy straty wcześniej. Koniec to koniec, kropka.

Ubezpiecz się stop-loss. Wielokrotnie bywa tak że spadek może być zbyt szybki na jakąkolwiek reakcję, zwłaszcza gdy rzecz rozgrywa się na dalekim rynku a nasz lokalny makler śpi i bedzie w biurze dopiero jutro. Albo też jestesmy na safari w Zimbabwe, i sprawdzić nasze inwestycje bedziemy mogli dopiero za miesiąc…. hmm, mamy problem.
Aby uchronić się w takich, i podobnych sytuacjach przed stratami wynikłymi z braku możliwości reakcji na zmieniające się warunki, złożyć można warunkową instrukcje sprzedaży typu stop-loss. Stop-loss instruuje maklera aby uruchomił automatyczną sprzedaż (części) waloru na wypadek gdyby jego cena spadła poniżej tolerowanego przez nas minimum. Tą samą technikę można również stosować w celu ochrony wypracowanego zysku na walorze który nadal szybko się pnie, ale w którym jednak ryzyko głębokiej korekty wzrasta. Stop-loss i inne zlecenia warunkowe są wyższą szkołą jazdy i nie wszędzie można z nich korzystać. W wielu przypadkach też wymagają one bezpośredniego kontaktu z maklerem i nie są panaceum na wszystko. W szczególności poprzeczki stop-loss nie powinny kolidować z długofalowym trendem i normalną wolatylnością waloru tak, aby przypadkowe wahnięcie nie wystopowało nieuważnego pasażera, którego odchodzący pociąg zostawi potem na peronie… 🙁
W rękach doświadczonego inwestora są one jednak efektywnym narzędziem defensywnym pozwalającym na spokojny sen w warunkach wolatylnego rynku.

Ustal układ odniesienia. W góre, w dół, zniżka, zwyżka, tańszy, droższy… łatwo jest poddać się jazgotowi mediów i emocjom związanym ze zmianą „wartości” naszej inwestycji. Jest jednak rzeczą konieczną zdefiniowanie na samym początku jak będziemy mierzyć nasz inwestycyjny sukces lub porażkę i następnie religijnie trzymać się przyjętej miary. Inaczej będziemy trochę jak luźny meteoryt we wszechświecie, który porusza się wprawdzie z zawrotną szybkością ale nikt dokładnie nie wie względem czego. 🙂

Za dawnych dobrych czasów rozterek takich nie było. Układem odniesienia było złoto, o którym pisaliśmy wcześniej. Od 1971 nie ma już żadnego linku między obecnymi walutami a złotem. Nic dziwnego że bankierzy i rządy skwapliwie to wykorzystują do tego co im złoto uniemożliwiało od tysięcy lat – drukowania gór nowych „pieniędzy” dosłownie z powietrza. Mamy więc astronomiczne ilości papierowego pieniądza, rosnące z roku na rok, którego „wartość” oparta jest jedynie na wierze mas w papier i deklaracjach rządów że jeden papier jest wart więcej czy mniej od drugiego. Warto sobie zdawać z tego sprawę ponieważ każda nasza inwestycja giełdowa zdenominowana będzie w pewnej papierowej walucie, której kurs w stosunku do innych, równie papierowych walut, może się zmienić szybko, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych. Jeżeli zmieni się dla nas niekorzystnie to to co może wydawać się świetnym rezultatem w jednej walucie okazać się może stratą w drugiej. Z kolei zysk w walucie w której dokonana jest nasza inwestycja czesto może dramatycznie poprawić całkowity rezultat.

Najlogiczniejszym układem odniesienia jest na ogół waluta w miejscu, w którym ponosimy, czy też spodziewamy się ponosić przyszłe wydatki, a więc w większości przypadków złoty. Nie przeczy to jednak naszej wcześniejszej obserwacji że w filarze IV, obok stawki w złocie czy nieruchomościach, celem lepszej dywersyfikacji walutowej sensowne wydaje się sterowanie właśnie w miarę daleko od złotego. Musimy bowiem pamiętać że cokolwiek będzie się działo z oficjalnym filarem II (OFEs) jest to z założenia lokata złotowa, podobnie jak położona w Polsce nieruchomość. Duża część szeroko rozumianego emerytalnego kapitału ma już więc i tak znaczną ekspozycję złotową. Z zupełnie innych względów, częściowo wyjaśnionych poprzednio, inwestor filara IV zrobi prawdopodobnie mądrze [luty 2007] gdy będzie ostrożny także w przypadku lokat dolarowych. (ETFy związane z innymi rynkami a denominowane w US$ są ok).

Ok, może wystarczy tych złotych myśli, jak na razie. Jeżeli z naszego przeglądu giełdowego BHP płynie jakaś uogólniająca konkluzja to byłaby ona chyba taka: a) myśl, b) jeżeli myślisz to samo co inni to pomyśl o punkcie a).

A ponieważ od nadmiaru myślenia głowa jak wiadomo boli, pora wziąć Debeta na bezmyślną galopadę po pustych, piaszczystych dróżkach naszego pojezierza Drawskiego, między jeziorkami, na przełaj, przed siebie. Dokładnej trasy obmyślać nie zamierzam…Debet ma wielki łeb, więc niech się martwi!

©2007cynik9