metal królów
Najbardziej oczywistym dopełnieniem i naturalnym kandydatem do filaru IV jest złoto.
Tak jest, ten odwieczny metal królów który od tysięcy lat towarzyszy rodzajowi ludzkiemu. Na przestrzeni tego czasu, w konkurencji z kamykami, muszlami, bydłem, wampumami, woreczkami soli, czy w końcu innymi metalami złoto udowodniło że jest idealnym środkiem płatniczym i jednostką wartości w jednym.
Jest rzadkie i trudne do znalezienia – a przez to cenne, nie jest konsumowane w żaden sposób – prawie całe złoto kiedykowiek wydobyte jest wciaż z nami, nie psuje się, nie gnije, nie rdzewieje – łatwe do przechowywania latami. Daje się dzielić na dowolnie małe kawałki, w odróżnieniu od np. diamentów. A w sumie – trzyma wartość.
Gdyby Modalski przypadkiem wykopał w ogródku taką oto monetę:
mógłby jeszcze dzisiaj lecieć z nią prosto do banku i spieniężyć od razu, bez problemów, za rownowartość złota – około 600 zł. (Oczywiście jeśli Modalski czyta ten blog to wie że robić tego nie należy – jej wartość numizmatyczna jest przeszło 10x większa). Ale nie chodzi tu nam o spekulacje numizmatyczne, choć to niezły temat na inny odcinek, lecz o złoto jako takie.
Zastanówmy się przez moment nad tym monumentalnym osiągnięciem – przez dwa tysiące lat, od czasów +/- Jezusa z Nazaretu, pieniądz utrzymał swoją wartość! A co pozostanie po marnych trzydziestu latach z tych sześciu papierków które Modalski by za nie otrzymał? W najlepszym ze scenariuszy, zakładając że się nie spalą, nie rozpłyną, nie rozpadną i nie zostaną wymienione, nawet umiarkowana inflacja obetnie je do 300zł realnie. Czyli o połowę. Oto co pozostanie.
Rzecz którą staram się uwypuklić jest następująca – tak jak ścignięcie uzdy osadza rozpędzonego Debeta w miejscu, tak samo złoto przez wieki osadzało w miejscu rozgorączkowane ręce i ambicje, naprzód książąt i królów, potem prezydentów i bankierów, aby wydawać więcej niż przychodzi, aby żyć ponad stan. Od wieków stało na straży stabilności pieniądza, mimo równie długich a nieudanych prób obejścia uciążliwego cerbera. Dopiero całkiem niedawno cel który zwodził alchemików i ich sponsorów przez stulecia – tania produkcja pieniądza i pełna nad tym kontrola – został osiagnięty. Stało się to w 1971 roku, kiedy administracja Nixona zlikwidowała ostatecznie wymienialność dolara na złoto. Złoto zostało skazane na banicję a reszta świata połknęła przynetę razem z haczykiem.
Od tego czasu rządy i banki centralne drukują tyle pieniądza ile chcą, i to w zasadzie za darmo. Koszty druku banknotu 200zł i 20zł są w końcu takie same i, w zaokrągleniu, zero. Nie powinno więc dziwić że obficie korzystają z tego przywileju. I czemu nie? Wydatki państwa przecież zawsze rosną, i z samych oficjalnych podatków niesposób je pokryć. A pieniądz powoli tracący wartość nie jest niczym innym jak właśnie tą dyskretną, brakującą daniną. Swoista elegancja tkwi w tym że rzesze Modalskich, być może nawet skłonne protestować przeciwko wyższym podatkom, tutaj nawet się nie kapną kiedy i jak są obrabiane! A nawet gdyby, to można temu łatwo zaradzić – wystarczy sypnąć dodrukowanym na nocnej zmianie pieniądzem by doraźnie uspokoić nastroje. Zaś negatywne efekty tego dotrą do zainteresowanych, o ile wogóle, dopiero po jakimś czasie. A i wtedy wątpliwe czy zostaną skojarzone z właściwą przyczyną. Tak czy inaczej będzie to już ból głowy kolejnego rządu…
Ok, mamy więc podaż pieniądza która rośnie rok w rok, okresami nierzadko w tempie 8-10% i więcej, bez specjalnej korelacji z GDP. Dla obszaru euro pod koniec 2006 wynosi to na przykład ok 8.5%, przy średnim wzroście GDP rzędu 2%. W Ameryce niedawno dano sobie nawet spokój z oficjalnym publikowaniem porównywalnej wartości (M3), pewnie w trosce o nerwy zagraniczych wierzycieli. Szacowana jej wartość przekracza obecnie 10%, przy wzroście GDP ostatnio poniżej 2%. W Polsce jeszcze lepiej, bo wzrost M3 jest rzędu 15% rocznie. Dane te są zresztą na witrynie NBP ale komu, z wyjątkiem paranoików, chce się przedzierać przez nie najłatwiejsze do namierzenia arkusze excela?
Hmm, tak na chłopski rozum, wygląda na to że papierowego pieniądza przybywa parę razy szybciej niż rzeczy które za niego można nabyć. Dolara drukowano tak dzielnie że od 1971 kiedy pozbyto się parytetu złota stracił on na wartości 70%. Kiedy straci pozostałe 30%? Prasy krecą się nadal na trzy zmiany…Czy to nie trochę jak manna z nieba, worek za workiem, albo jak te ścięte przymrozkiem liście które własnie szeleszczą pod kopytami Debeta?
Nic dziwnego że ceny rosną – raz to, raz tamto, raz szybciej, raz wolniej. Ups, może bardziej poprawnie – ceny są stabilne, jedynie sektor A czy B przeżywa właśnie boom. Jednocześnie media urabiają wciąż Modalskiego ucząc go że „umiarkowana” inflacja jest dobra. I że wogóle inflacja jest niska, zwłaszcza gdy parę rzeczy które drożeją pominąć, a parę innych hedonicznie podpompować ;-). Kto wie ile z tych tricków zdążono już zaimportować zza oceanu. Faktem jest jednak że gdyby nie jeść, nie tankować, nie posyłać dzieci do szkoły, nie korzystać ze służby zdrowia a przede wszystkim nie kupować mieszkania to wszystko się zgadza; inflacja jest niska, niska, niska. Ciągle jednak za duża jak na chłopski rozum cynika9, który najwyraźniej nie wyrósł jeszcze z etapu zabaw w kowbojów. Bo jakoś wciąż symplistycznie utożsamia inflację z indianinem – skrada się podstępnie z nożem z zębach i dobry jest tylko wtedy gdy martwy… 🙁
Ok, ale powróćmy do głównego wątku.
Na fundamencie papierowego pieniądza spoczywa dalsza część papierowej piramidy. Zamieniamy więc nasze papierowe złote czy dolary inwestując w papierowe akcje, papierowe obligacje, świadectwa udziałowe, opcje, kontrakty terminowe i tysiące innych produktów finansowych. Każdy z nich jest obietnicą i każdy z nich ma wartość opartą na wierze że druga strona swoje zobowiązania chce i może spełnić. Plus na wierze obu stron że papierowy pieniądz pozostanie coś warty, w czymś bowiem osiągnięty zysk należy przechować.
O jednej rzeczy tylko niewiele słychac w oficjalnych kanałach – o złocie. Złoto jest tutaj niewygodnym świadkiem, którego rosnąca cena obnaża zakusy rządów i ujawnia bezmiar oceanu papieru. W odróżnieniu od papieru i papierowych obietnic, złota nie można dodrukować na zawołanie. Nie można podwoić jego ilości wypuszczając nową serię akcji czy nową emisję obligacji. Jest jego tyle ile jest – całe złoto na świecie to jedynie sześcian o boku 20m! Same papiery na NYSE warte są 7 razy tyle! Co roku zaś przybywa jedynie około 1%, a więc złota kostka o boku 4m, przy czym wydobycie od kilku lat spada.
Mamy więc w globalnej skali rosnące stosy papierowych obietnic, prawie niezmienną ilość złota, i wiarę. Co się stanie gdy ta wiara nagle gdzieś wyparuje? Plajta jednego międzynarodowego banku, hedge funduszu czy problem z derywatywami może łatwo uruchomić lawinę…
Proste – wtedy wartość papierowego waloru zaczyna dążyć do swojej wartości rzeczywistej. To jest, wartości skrawka papieru plus farba drukarska. I papierowa piramida, a przynajmniej jej spora część, ma szansę złożyć się jak domek z kart. Jedynie złoto nie jest czyjąś obietnicą i jedynie ono zachowuje swą wartość wewnętrzną, niezależnie od tego w co kto wierzy, i niezależnie od tego co się dzieje z rynkami kapitałowymi. Warto sobie to uprzytomnić, bo to nie wartość złota zmienia się wraz z wahaniami jego ceny, często zresztą znacznymi , ale odwrotnie – fluktuująca cena złota jest miernikiem zaufania rynków do papierowego pieniądza. Nietrudno zgadnąć że w momencie kryzysu wiary w papier cena złota poszybuje do stratosfery.
Oczywiście wszystko to to jedynie gra szans i prawdopodobieństw. Zdarzy się to co się zdarzyć ma, a nic zdarzyć się nie musi. Ale, pamietajmy, P.Z.U. Przezorny zawsze ubezpieczony. Ingot we trust 🙂
W następnym odcinku dalszy ciąg naszych dywagacji z złocie i jego roli w „czwartym filarze”.
: więcej szczegółowych informacji o inwestowaniu w metale szlachetne, a w szczególności w złoto, plus regularny komentarz i alerty dostępne są poprzez email dla abonentów naszego NewsLetter–a. Dołącz i Ty!
©2006cynik9
trafilem tu po kilkuletniej przerwie i widze, ze ciagle mieszane sa dwie kwestie:
1. co innego kiedy pieniadz papierowy straci wiarygodnosc i pojawi sie potrzeba zaistnienia innego pieniadza – czegos pewniejszego niz kawalki papieru, ktore mozna drukowac w dowolnych ilosciach
2. co innego natomiast, kiedy pojawi sie kryzys tak gleboki, ze powszechnym problemem stanie sie unikniecie smierci glodowej oraz unikniecia zarzniecia przez innych glodnych.
ad1. – kiedy pieniadz papierowy straci wiarygodnosc, ale system gospodardczy bedzie mniej wiecej ok, zloto w sposob naturalny stanie sie pieniadzem, powszechny stanie sie tez handel wymienny. zloto stwarza jednak trudnosci praktyczne:
* skad wiadomo, ze zolty metal ktorym chca mi zaplacic za towar jest zlotem
* zloto jest "za duzo" warte – ile mam zaplacic za 10kg kartofli – ziarenko zlota?
* problem podzialu duzych kawalkow zlota na mniejsze
* niebezpieczenstwo, ze zloto na skutek poglebienia sie kryzysu do poziomu 2, ulegnie gwaltownej inflacji. rozumiem ze entuzjaci zlota odpisza, ze nie ulegnie inflacji, ale proponuje glebsze zastanowienie sie nad ta kwestia.
ad2. – jestem jednym z tych, na ktorych sie tu wybrzydza, bo pisza ze zlota sie nie je: https://dwagrosze.blogspot.com/2006/12/zoto-1.html . uwierzcie mi entuzjasci, czlowiek naprawde nie trawi zlota. przez chwile obawialem sie wielkiego totalnego padu polaczonego z rozpadem struktur panstwa na jesieni 2008, ale mimo wielkiego gadania o koniecznosci zmian i ze po kryzysie nic nie pozostanie po staremu, wszystko pozostalo po staremu. NA SZCZESCIE i pisze tak mimo braku entuzjazmu dla obecnego systemu. glod to nie jest gra komputerowa.
* zloto warto miec, ale po co je gromadzic w celu akurat zakupu zywnosci, skoro wspolczesnie w dowolnym sklepie sprzedadza dowolna ilosc zywnosci z pocalowaniem reki. trzeba sie tylko zastanowic co sie dobrze przez wiele lat przechowa. po za tym lista zakupow nie ogranicza sie do zywnosci, a np. zrodla ciepla?
* w warunkach glodu zloto ulegnie inflacji. czlowiek bedzie wymieniac obraczke na bochenek chleba i jeszcze sie cieszyc, ze zrobil korzystna transakcje
* w warunkach glodu wartosc zycia ulegnie inflacji
* handel wymienny stanie się podstawą.
* glowna waluta bedzie zywnosc i inne artykuly pierwszej potrzeby + bron.
generalnie – posiadanie czegokolwiek nie zapewnia bezpieczenstwa ani w danej chwili ani na przyszlosc. przez wiele ostatnich lat ludzie sie przyzwyczaili, ze naturalna koleja rzeczy jest posiadanie coraz wiecej. trzeba miec jednak mozliwosci obrony tego co juz sie ma – jesli panstwo tego nie bedzie w stanie zapewnic, trzeba sie bedzie oprzec o lokalna spolecznosc. i dlatego np. lokalny milioner niech nie liczy ze lokalni biedacy beda go bezinteresownie bronic przed pozostalymi biedakami. stad miedzy innymi posiadanie ziemi samo w sobie nie zapewnia zdolnosci wyzywienia sie. zgadzam sie z tym co matrid pisze – bledne jest domniemanie, ze istnieje cos takiego jak "stabilne przechowanie wartości".
generalnie, Cynik9 dobry blog i przyciaga wartosciowe wpisy.
Jacek Szaniawski, jszania
W moim przekonaniu nie znajdziesz uniwersalnego obiektu, który będzie trzymał wartość w absolutnie każdych warunkach i poszukiwanie takowego jest bezcelowe. W warunkach wojny wartość ma chleb i broń. A jeśli z jakiegoś powodu coś jeszcze będzie mieć wartość, to zostanie ci przemocą zabrane. Czy w ogóle jest sens „zabezpieczać się” na sytuację wojny światowej?
Być może jedyną inwestycją jest własne myślenie, spryt i siła charakteru. Ale tego się nie da kupić. A w warunkach wojny… też mogą ci to zabrać.
Ok. To jak wyobraźić sobie te 1,3 mld (szczęśliwych do niedawna posiadaczy sztabek w przypadku światowego kryzysu, wybuchu wojny czy klęski głodu) wymieniających je na miskę ryżu ? Czy nie okaże się, że ryż jest najlepszą lokatą ? i zmienił swoją wartość na plus 2,5,10 czy 100 razy ? Czy w takiej sytuacji chinskie władze nie wprowadzą zakazu obrotu złotem pod karą śmieci ? Taki zakaz choć z nie tak restrykcyjnymi karami obowiązywał w USA podczas wielkiego kryzysu na początku ub. wieku.https://pl.wikipedia.org/wiki/Wielki_kryzys
Notabene wymieniona na początku komentarza populacja inwestuje na wyścigi w giełdę i to się skończy katasrofą nie wiadomo tylko czy przed olimpiadą czy po.
Zresztą, historycznie nie musimy sięgać wyobraźnią na drugi kontynent, wystarczy przypomnieć sobie polskie doświadczenia z okersu II wojny i zastanowić się czy przysłowiowy bochenk chleba był tak drogi czy złoty pierścionek nań wymieniony tak tani.
Wiem co odpiszesz i zgodzę się z tym, że po takiej wymianie przynajmniej było co zjeść.
Problem jest w innym miejscu i pytanie brzmi; co będzie warte „cokolwiek” podczas ogólnoświatowej recesji i co będzie punktem odniesienia-benchmarkiem.
Piramida zbudowana jest na kilku nadmuchanych bańkach; na każdy fizyczny 1$ w systemie bankowym przypada 14 witualnych ulokowanych w „deryweraty wszelkiej maści”, Hedge-1500 mld$ fizycznie wpłaconych środków (w tym 1/4 swoich ulokowały tam amer. fundusze emerytalne) będacych poza kontrolą nadzorów finansowych, bankowych etc. Wbrew powszechnej opinii Hedge to nie tylko spekulacja na rynku akcyjnym czy towarowym to również handel długami oraz zadłużeniami Państw.
Jakie to niesie ryzyko nie muszę pisać vide blog o platynie i strajku w kopalni czy o złocie w skarbcach, którego nie ma. Powtórzę raz jeszcze, nikt nie ma nad tym kontroli.
Giełdy – ogólnoświatowa hossa indeksy napompowane jak nigdy wcześniej.
Nieruchomości – tak jak giełdy, surowce jak.. itd.
Nie wiem, czy można pospuszczać trochę powietrza z tych balonów w sposób nie powodujący globalnej eksplozji, chciałbym wierzyć, że tak bo faktycznie przyjdzie nam wymieniac sztabki na miski czy pierścionki na bochenki.
Główne pytanie co będzie warte cokolwiek nadal bez odpowiedzi 🙂 choć wiedzac o tym, że musimy jeść by przeżyć, jakiś faworyt wyłania się z mroku.
Jeszcze dwie uwagi:
a) Barrick wyjątkiem? c’mmon. A chociażby Goldcorp/Wheaton River/Glamis?
b) Jeżeli zwiększone wydobycie złota w Chinach budzi niepokój (nie mój) to go musi rozwiewać 1,3 mld nowych chętnych do zakupu – którym od niedawna nie tylko wolno kupić złoto ale jest to w dodatku stymulowane przez państwo które samo ma ból głowy co zrobic z góra US$ na której siedzi. Podobnie rośnie w siłę klasa średnia w Indiach, gdzie tradycje posiadania złota sięgają szczególnie głęboko.
pozdr
Dziękuję za odpowiedź, moje odpowiedzi na Pana uwagi:
@b) Moja uwaga nie dotyczyła konkurencji złota i papierowego dolara. To że złoto jest lepsze niż jakakolwiek papierowa waluta nie podlega dyskusji. Natomiast 2% wydobycia to nie jest błąd zaokrąglenia – przy takim wydobyciu, po 35 lub 50 latach ilość surowca się podwaja! Ja chcę znaleźć sposób zachowania wartości i do tej pory myślałem że złoto jest dobrym kandydatem, ale przy takim wzroście podaży… stąd moje pytanie czy są jeszcze inne alternatywy…
@c) Twierdząc że złoto jest tanie (rozumiem tańsze niż po spadku na początku lat 80) twierdzi Pan że oficjalna inflacja jest nieprawdziwa i $ zdewaluował się więcej niż o 100%. To jest możliwe ale już nie takie oczywiste. Ja oczywiście rozważam krach papierowego pieniądza i chciałbym być na to przygotowany. Teraz jednak myślę o innych sposobach niż złoto, ale to trudna sprawa. Dlatego poruszam ten problem tutaj bo może pomyślelibyśmy wspólnie?
@d) Przejęcia w branży są normalne i głównie dotyczą przejęć małych firemek które dopiero znalazły nowe złoża (coś jakby Venture Capital). Barrick oczywiście jest wyjątkiem, ale takie fuzje jak robi Barrick są częste raczej podczas hossy / bańki zatem może to być niepokojące, nieprawdaż?
@e) To że światowa produkcja złota nie maleje wiem stąd: https://www.goldsheetlinks.com/production.htm Owszem spada w RPA ale dynamicznie rośnie np. w Chinach. Per saldo fluktuuje na wysokim poziomie i nie spada. Duże inwestycje w poszukiwania rozpoczęły się wraz z ostatnim ruchem wzrostowym, czyli już trwają co najmniej od 2 lat więc już za kilka lat wydobycie może skokowo wzrosnąć.
Oczywiście moje dociekania trzeba by zweryfikować… Czy są inne sposoby zachowania wartości? Chciałbym wzbudzić dyskusję na ten temat.
@eportfel: Znowu porusza Pan ważne zagadnienie, którym planowałem się zająć w kontynuacji cyklu o złocie – czy i w jakim stopniu złoto jest wogóle „inwestycją” a w jakim stopniu polisą ubezpieczeniową oraz jaka jest jego rola w portfelu inwestycyjnym. Jest kilka tego aspektów, które postaram się szerzej potraktować.
W tym miejscu ograniczę się do paru uwag, głównie w miejscach gdzie się nie bardzo zgadzam z Pana konkluzjami:
a) Na kulminacji cyklu surowcowego w styczniu 1980 złoto osiągnęło, co prawda przelotnie, swój top rzędu $850. Po uwzględnieniu kumulatywnej inflacji monetarnej odpowiada to ponad $2000/uncję dzisiaj. Zgodzę się że początki lat 80-tych to nie był czas aby inwestować w złoto – biorąc pod uwagę cały ten okres, w porównaniu np. do akcji na NYSE które zmultiplikowały się coś ok 14X, złoto było kiepską inwestycją.
b) Przez cały ten czas wydobycie złota mogło rosnąć o 2% rocznie, ale podaż pieniądza rosła średnio znacznie szybciej (ok 6% rocznie 1981-1999, i ok 9% rocznie 2000-2006) i jest obecnie również wielokrotnie większa niż w 1980. To część zagadki dlaczego akcje „wzrosły” te 14X, a ceny nieruchomości pewnie jeszcze lepiej. W tym kontekście Pana „dodruk złota” wygląda jak błąd zaokraglenia! Złoto poza tym było – niech będzie że jestem zwolennikiem teorii spiskowej – agresywnie manipulowane na dół, poprzez kombinacje sprzedaży i leasingu banków centralnych oraz hedging-u producentów.
c) Owszem, złoto w cenie 256 dolarów '2001 wydaje się istotnie bardziej atrakcyjne niż w cenie $650 dolarów '2007 obecnie, chociaż nie są to te same dolary. W świetle jednak zdebazowania („debasement”) papierowego pieniądza oraz globalnej bańki kredytowej obecnie na świecie uważam że złoto – w relacji do gór papierowego pieniądza – jest ciągle prędzej tanie, niż drogie. Oczywiście jest to ocena subiektywna, ale właśnie w złocie emocje i percepcje odgrywają wiodącą rolę. Sama relacja podaży i popytu mówi stosunkowo niewiele, dużo mniej niż w metalach przemysłowych a nawet w srebrze. Wiele zależy od tego czy i w jaki sposób dalej lawinowo rosnąca podaż papierowego pieniądza przekona masy że jego wartość per saldo w jakiś sposób nadal rośnie, a nie maleje vis a vis neutralnego układu odniesienia jakim jest złoto i co sie stanie z górami papierowych dolarów wszędzie na świecie. Docelowo jest to więc kwestia przekonań: czy eksperyment z masowym drukowaniem papierowego pieniądza oraz globalny boom tym wywołany może zakończyć się sukcesem czy nie. W 1981-2 wątpiących udało się spacyfikować stopami procentowymi rzędu 20% i system przetrwał. Jak będzie tym razem?
d) Przytaczanie wzrastającego wydobycia u głównych producentów nie ma większego sensu ponieważ prawie w całości pochodzi to z przejęć, nie z tego że więcej się fizycznie wydobywa na świecie. Co więcej, własnie fala przejęć jest wymownym sygnałem że dla „majors” jest to jedyna metoda zwiekszania produkcji. Barrick (#2) stał się niedawno największym producentem złota i będzie raportował wydobycie skokowo wyższe. Ponieważ natrafił na nowe pokłady złota? Nie, bo przejał #4.
e) Liczba dużych znanych złóż, rzędu 20M uncji plus, od dłuższego czasu nie rośnie. Wydobycie w dotychczas głównym producencie złota – Afryce Płd. wydaje się być w trwałym trendzie spadkowym. Oczywiście można się spodziewać że wyższe ceny złota zastymulują poszukiwania co przełoży się kiedyś na globalny wzrost wydobycia. Nowa kopalnia jednak to minimum 7 lat, więc w najbliższych kilku nie gra to specjalnej roli.
Jeszcze do niedawna byłem entuzjastą inwestowania w złoto, ale teraz mam poważne wątpliwości.
Wydawało mi się że złoto jest tanie, bo od ok. roku 1980 inflacja w dolarze wyniosła 100%, w tym czasie złoto było po korekcie, czyli tanie (po 350$) a teraz jest poniżej 700$ czyli jeszcze tańsze (350$ w roku 1980 odpowiada 700$ dzisiaj). Uważałem więc, że jest tanie i warto kupować, ale chyba się myliłem.
Otóż wczytałem się w różne dane i okazało się że złoto, tak jak papierowy pieniądz, jest intensywnie dodrukowywane. Właśnie w latach 70-tych gwałtownie wzrosło wydobycie złota i obecnie zasoby złota wzrastają 2% rocznie. To naprawdę dużo, od roku 1980 całkowite zasoby złota wzrosły O POŁOWĘ!!! Tak przynajmniej mi wychodzi ze zgrubnych wyliczeń.
Zatem cena złota powinna spaść na skutek „dodruku” o jakieś 30%. Zatem złoto byłoby teraz tanie gdyby uncja kosztowała ok. 460$, a jak wiemy jest znacznie drożej, więc już tanie nie jest.
Ponadto, to nieprawda że „dodruk” złota maleje… Stale rósł do połowy lat 90tych a potem się zatrzymał. Owszem wydobycie w 2004 i 2005 jest nieco niższe niż w 2003 ale niewiele i jest to raczej fluktuacja a nie trend.
Radzę zerknąć na raporty największych kopalni złota – Newmont Mining (www.newmont.com) i GoldCorp (www.goldcorp.com). GoldCorp podaje na stronie: z roku na rok wydobycie coraz większe. Newmont w raporcie z 2005 roku nie mówi o tym, ale sugeruje że wyeksploatowane złoża zastępować będzie nowymi do 2008 roku włącznie które jak rozumiem zastąpią stare i wydobycie nie spadnie.
Co w takim razie? Bo moja wiara w złoto się zachwiała. Jaki mamy plan na nadchodzące ciężkie czasy? Szukam pomysłu i okazuje się że nie jest prosto go znaleźć…
scenariusze globalnego zalamania gospodarki w obecnym ksztalcie moga byc oczywiscie rozne, choc zalamanie wydaje sie byc tylko kwestia czasu, a wiazac sie ono bedzie rowniez z zalamaniem systemow emerytalnych. w czasie kryzysu niebagatelna role (przynajmniej na poczatku) bedzie odgrywac mentalnosc ludzka, w ktorej zloto i drogie kamieni zawsze byly przedmiotem porzadania. sadze, ze z czasem jednak ludzie przekonaja sie, ze to niewiele warte blyskotki.
argument o duzej wartosci dolara w okresie rozkladu komunizmu uwazam za nietrafny. jesli bedzie globalne zalamanie, nie bedzie tez importu.
O załamanie się porządku publicznego jest rzeczywiście łatwiej niż wielu sądzi. Dobrze jest to udokumentowane w ostatnim filmie Aarona Russo „America. From Freedom to Fascism” (https://en.wikipedia.org/
wiki/America:_Freedom_to_Fascism) gdzie są ciekawe sceny z bezhołowia w czasie niedawnej powodzi w Nowym Orleanie.
Mój argument jest jednak taki że zanim doszłoby do handlu wymiennego złoto prawdopodobnie będzie
prędzej w stratosferze, niż porzucone i zapomniane. Wymiana wymianą, ale nawet w okresie rozkładu komunizmu
za złoto, w tym za jego ówczesny ekwiwalent US$, można było wszystko kupić w pewexach.
wystarczy, ze pad bedzie na tyle gleboki, ze powszechny stanie sie problem zaspokojenia podstawowych potrzeb. wtedy gospodarka przejdzie na handel wymienny. mozna to bylo zaobserwowac w Polsce w fazie rozkladu komunizmu, wiec daleko nie trzeba szukac i wyobrazni tez nie trzeba miec szczegolnie rozbudowanej.
w lagodne spowolnienie nie wierze. jesli Pan liczy ze przy obecnej ilosci glodnych, a takze biednych o rozbudzonych aspiracjach, przy obecnej sytuacji demograficznej mozliwe jest zamrozenie obecnej sytuacji to jest Pan rzeczywiscie optymista i to wielkim.
duza szasa, ze US$ polegnie, z tym wyjatkowo sie zgadzam
Istotnie, złota się nie je i złoto szczęścia nie daje. Ale nieszczęście o tyle łatwiej jest przeżyć ze złotem niż bez niego… 😉
Co do „padu” gospodarki światowej – oczywiście, może się zdarzyć. Ale scenariusze „padu” mogą być różne i jako optymista 😉 bynajmniej nie przewiduję apokalipsy aż takich rozmiarów. Raczej okres stopniowego spowolnienia, prawdopodobnie przechodzący w długą recesję, stagflację i towarzyszący temu kryzys zaufania do instytucji państwa opiekuńczego… Niewykluczone że w procesie tym polegnie US. dollar w obecnej formie.
Przyznam się jednak że nie widzę wielu scenariuszy „padu” w których trend zwyżkowy wartości złota (mierzonej w czym?) zostałby długotrwale zakłócony.
Wartość złota niewątpliwie kiedyś spadnie. Kiedy? Wtedy kiedy złoto przestanie być potrzebne i poszukiwane jako mechanizm ucieczki przez niepewnością. Nie sadzę abyśmy byli gdziekolwiek w pobliżu tego punktu.
Dosiego Nowego Roku!
niestety, zloto ma tez wartosc wirtualna. zlota sie nie je. ma wartosc, bo tak sie ludzie umowili, a na dodatek jest go ograniczona ilosc. przy globalnym padzie gospodarki swiatowej jego wartosc spadnie natychmiast. a pad niemal pewny tylko pytanie kiedy. poglebiajace sie nierownosci, nadmierna produktywnosc, zmiany klimatyczne … sa tez wartosci niewitrualne – wolowina, cement, cukier, drewno itd. niestety, trudne do przechowywania. nieruchomosci tez maja wartosc niewirtulana, ale w wypadku rozruchow nie bedzie wystarczajaco duzo policji zeby je upilnowac. wiec nie ma prostej recepty, w kazdym razie worek kuskus dobrze miec w piwnicy (latwy w przechowywaniu, nie wymaga gotowania, obrzydliwy w smaku a raczej w bezsmaku, ale pozwoli przezyc)
Myślę że niebezpieczeństwo tym razem może przyjść z zewnątrz. Jeżeli dojdzie
do znacznej przeceny dolara, co wydaje się nieuniknione, to blok euro stanie wcześniej czy później przed nieatrakcyjnym wyborem. Albo stabilność waluty kosztem utraty konkurencyjności, zastoju i reperkusji społecznych albo świadome „zdebazowanie” waluty celem nie powiększania dystansu do dolara. Politycy wybiorą zawsze drugi wariant – obecne $1.3/euro jest już granicą bólu, przy $1.5 ktoś prawdopodobnie pociągnie za sznurek… W takiej sytuacji złoty nie będzie miał innego wyboru niż podążać za starszymi braćmi na dół – względem złota. Rok 2007 zapowiada się interesująco…
Nie dramatyzowalbym tak jesli chodzi o mozliwosc mega-inflacji jak na poczatku lat 90 w Polsce. Po to wlasnie mamy NBP, po to wlasnie mamy RPP ktore ustala wartosc stop procentowych.
Co nie znaczy iz sie nie zgadzam z opinia iz zloto jest wymarzona lokata na wypadek wojny i glodu…