Filar III, czyli szalupa

w cieniu filarów reformy emerytalnej – zakończenie

Kolejnym przystankiem w naszym przeglądzie filarów systemu emerytalnego jest filar III, czyli indywidualne fundusze przyszłego emeryta, zainwestowane wg. pewnych reguł i limitów narzuconych przez państwo. W odróżnieniu od swoich obowiązkowych kuzynów, filaru I oraz filaru II, filar III jest nieobowiązkowy. Jeśli przyszły emeryt chce, może podziękować za III filar i stać z boku. A czy powinien? To inna sprawa, którą poruszymy pod koniec tego odcinka.

Po co potrzebny jest właściwie ten III filar? Odpowiedź prosta, choć trochę cyniczna – po to aby rozciągnąć łańcuszek odpowiedzialności. W przypadku zatonięcia ZUSu, bądź redukcji jego świadczeń do poziomu symbolicznego, uzasadnione oburzenie zawiedzionych emerytów zmitygowac będzie można wskazując na nienaruszony filar II. Kto go wprowadził? – oczywiście rząd przez swoją dalekowzroczność! A przecież mogło być jeszcze gorzej, więc nie marudzić, nie jest aż tak źle! Ale oszczędności w filarze II, na który idzie jedynie 1/3 ZUSowskiego haraczu, mogą nie wystarczyć. Gdyby rzeczy zaszły tak daleko, filar III daje zawsze możliwość odwrócenia kota ogonem i wskazania niezadowolonym że są sami sobie winni. Bo nie zatroszczyli się wystarczająco o swoje emerytalne jajko w III filarze. A kto był przy tym tak dalekowzroczny że dał im i tę możliwość, ba, nawet zachęcał by z niej skorzystać? Także rząd!

Zobaczmy więc jak sprawy stoją w tym III filarze i czy może on rzeczywiście być tą szalupą która pospołu z filarem II nas uratuje, gdy Titanic ZUSu zatonie. Przyznać tu wypada że chodzenie po przepisach filaru III w rzeczy samej przypomina chodzenie po mulistym dnie. Wszędzie miękko, mięciutko, bez wielu konkretów czy sztywnych ustaleń wykonawczych. Gdziekolwiek postawić stopę, podrywa się chmurka informacyjnego mułu, po której niełatwo się zorientować o co dokładnie chodzi. Na szczęście wygląda na to że filar III to robota jakiś amerykańskich doradców, bo rozwiązania wyglądą na kopie recept stosowanych za Atlantykiem. Być może pomoże to nam lepiej odszyfrować intencje ustawodawcy.

Dla jasności: filar III to dwie różne rzeczy, niezbyt ze sobą powiązane: stara idea – PPE oraz nowa IKE. Obie wyglądają na adaptacje pierwowzorów 'made in USA’, choć nie wykluczone że podobne rozwiązania funkcjonują także gdzie indziej.

PPEs
W końcu lat 90-tych rząd, najwyraźniej widząc już wtedy przyszły problem z emeryturami, usiłował część z niego przerzucić na pracodawców. Tak wprowadzono ideę pracowniczych programow emerytalnych (PPEs), wzorowanych zgrubsza na amerykańskich 401K. Firmy motywują tam pracowników nie tylko pensją, ale także zestawem tzw. „benefitów”, czyli pewnymi świadczeniami dodatkowymi. Takim benefitem jest na przykład opłacanie przez firmę składki zdrowotnej. To akurat w Europie odpada bo zajmuje się tym państwo. Innym natomiast popularnym benefitem jest właśnie plan emerytalny dla pracowników. Firma zawiera umowę z jakimś funduszem inwestycyjnym w ramach której każdy pracownik otrzymuje tam swoje konto inwestycyjne. Na to konto firma odprowadza zadeklarowaną (dobrowolnie) część jego poborów, a sama nierzadko dorzuca drugie tyle. Obie strony mają z tego pewne korzyści, nie tylko fiskalne, co czyni plan atrakcyjnym. Podobne rozwiązania dopuszcza ustawa z 1997 w Polsce gdzie PPE, w teorii przynajmniej, może mieć formę:

a) ubezpieczenia grupowego w towarzystwie ubezpieczeniowym, lub
b) otwartego funduszu inwestycyjnego, lub też
c) pracowniczego funduszu emerytalnego

Autor przyznaje że jak narazie nie wnikał w detale punktu c), ale pierwszą rzeczą z jaką „fundusz pracowniczy” mu się kojarzy jest rodzaj zaskórniaka zarządzanego przez szefa lokalnego związku zawodowego…. :-D. Nie wątpi jednak że dalsze studia wywiodą go z tego błędu…

Prawdopodobnie skomplikowana biurokracja wokoł kwalifikowania zgłoszonych programów i uzyskiwania pozwoleń sprawiła że nie zauważono tłumów firm rzucających sie do zakładania PPEs. Tym bardziej że wysokie koszty pozapłacowe pracy w Polsce każą wątpić czy wiele firm byłoby skłonnych dobrowolnie jeszcze je powiekszać dodając własną działkę do emerytur podopiecznych. Na dodatek raz zadeklarowana składka staje się obowiązkowa i cynik9 szczerze wątpi czy firma w problemach mogłaby się łatwo od niej uwolnić. Pracownicy też się jakoś nie za bardzo kwapili by ze swojej strony coś dorzucać, uszczuplając tym samym miesięczne pobory. Składka byłaby wprawdzie dobrowolna, ale zamrożona na dziesiątki lat w inwestycji o której delikwent najpewniej wogóle nie wiedział i na którą nie miał żadnego wpływu.

Nic więc dziwnego że po siedmiu latach powstało w kraju tylko coś około 300 PPEs, obejmujących raptem ok. 100000 pracowników. Przeszczepiona na grunt polski idea programów pracowniczych nie okazała się więc sukcesem. Czy nowe przepisy w jakiś sposób ją zreaktywują trudno w tej chwili powiedzieć; być może zajmiemy się tym kiedyś w przyszłości.

IKEs
Indywidualne Konta Emerytalne (IKEs) to nowa próba rządu ożywienia leżącego filaru III. Z tego co cynik9 widzi, IKE to również dość wierna kopia pierwowzoru, tym razem amerykańskich IRAs (individual retirement account). IRAs są bardzo popularne za oceanem i to od dawna. Można się więc stosunkowo dobrze zorientować jak to ma działać u nas. (n.b. z jedną istotną różnicą dotyczącą opodatkowania – w polskim wariancie wkłady do IKE nie są ulgą podatkową, ale za to ich wypłata nie jest opodatkowana).

Z punktu widzenia państwa, główna idea tu jest następująca. Pozwólmy Modalskiemu odłożyć, po podatku, niewielką sumkę co rok. Konkretnie kwotę nie przekraczającą 150% średniego miesięcznego wynagrodzenia, czyli obecnie (2005) 3635 zł. Niech Modalski sobie je inwestuje jak chce, w celach emerytalnych. Jeśli wykaże się talentem inwestora to OK – pieniążki te urosną szybciej bo państwo nie będzie przycinać ich przyrostu podatkiem Belki. A jak wynik bedzie marny to też OK – miał swoją szansę której nie wykorzystał. Modalski może więc bawić się w managera ale w zasadzie nie wolno mu tknać zawartości konta do emerytury. Jeżeli dotrwa może sobie wypłacić skumulowane setki tysięcy, bez podatku Belki. Przynajmniej jeżeli ZUS mu ich w międzyczasie nie zarekwiruje. Ale jeżeli jakakolwiek sytuacja podbramkowa – pożar, operacja, studia córki – zmusi go do wypłaty funduszy wcześniej – to sorry, podatek będzie musiał płacić i może tego być cała fura, szczególnie pod koniec jazdy!

Rachunek emerytalny IKE występuje na rynku w jednej z czterech form z których, przynajmniej na pierwszy rzut oka, jedynie dwie zdają się mieć jakiś sens. Oferować go więc mogą:

Banki – z tego co cynik9 może się zorientować chodzi tu o regularną lokatę bankową. I to ma być instrument agresywnego budowania emerytalnego jajka w dłuższej perspektywie? Z realnym procentowaniem rzędu 0.5% ? Ha ha ha. Nawet Debet się śmieje!

Firmy ubezpieczeniowe – ciekawe że wszędzie gdzie dzielą dużą emerytalną forsę zawsze pojawią się firmy ubezpieczeniowe, z ich standartowym plackiem – kombinacją lokaty z produktem ubezpieczeniowym, a więc polisą na to czy na tamto. W Polsce to samo. Chodzi oczywiście o to że w obu przypadkach potencjalny klient jest kurą znoszącą regularnie – przez lata i dziesiątki lat – złote jajko. A dwa złote jajka to dużo lepiej niż jedno.
Ale nie dajmy się na to nabrać i raczej podziękujmy firmom ubezpieczeniowym za fatygę. Dlaczego? Ponieważ chodzi o dwie różne rzeczy, których łączenie nie ma żadnego sensu dla klienta! Gdy potrzeba budować kapitał, potrzebny jest produkt inwestycyjny, a nie ubezpieczenie. Wiec szukamy odpowiedniego, znajdujemy, i nie jest nim na pewno polisa na życie. Z kolei gdy potrzebujemy polisy, znajdujemy towarzystwo ubezpieczeniowe które oferuje odpowiednią, i ją kupujemy, a nie rachunek inwestycyjny. Z podobnych powodów nieufnie podeszlibyśmy do oferty lodówko-odkurzaczy w najbliższym sklepie AGD, nieprawda? Oczywiście nie przyznają tego nigdy firmy ubezpieczeniowe, dla których taka sprzedaż wiązana oczywiście jest atrakcyjna. Jeżeli przy strzyżeniu pudla można przy okazji ostrzyc właściciela, to czemu nie?

Fundusze inwestycyjne – IKE w postaci rachunku inwestycyjnego. To wygląda na sensowne rozwiązanie i prawdopodobnie znajdzie w przyszłości najwięcej zwolenników. Rzecz przypomina trochę idee OFE z poprzedniego odcinka, tyle ze w roli zarządzającego funduszem występuje sam zainteresowany. Jest osobiście odpowiedzialny za swoje saldo w IKE. Może je swobodnie dzielić, łączyć i przelewać między kilkoma funduszami o różnym profilu i ryzyku. Każdy z nich jest profesjonalnie zarządzany, przez co nasz Modalski nie musi troszczyć się osobiście o selekcję tej czy innej akcji lub obligacji. Wystarczy że ma ogólne pojęcie. Może też, co b. ważne, przejść w każdej chwili do funduszu rynku pieniężnego i przeczekać tam spodziewaną turbulencję na rynkach. W sumie, kilka decyzji na rok, troche pracy domowej, plus trochę monitoringu.

Biura maklerskie – IKE w postaci rachunku maklerskiego. Tu trafi Modalski gdyby chciał iść na maksa, samodzielnie analizując i wybierajac poszczególne instrumenty inwestycyjne. A więc dużo pracy domowej, wiele cierpliwości, silne nerwy, i ma realną szansę zrobić ze swojej szalupy komfortową motorówkę! Pomóc mu w tym powinna możliwość szerokiego wyboru walorów i ich dywersyfikacji – krajowej, walutowej i tematycznej. Opcja zdecydowanie najbardziej atrakcyjna, ale raczej na przyszłość; wiele zależy od szczegółow z ktorymi na razie bardzo skąpo.

Tytułem ostrzeżenia dodać jednak należy że nie jest to opcja dla każdego, szczególnie nie dla nowicjusza. Modalski decydując się na nią musi dokładnie wiedzieć co robi. Z dużym potencjałem wzrostu wiąże się na ogół ryzyko bolesnej straty, które należy dokładnie wkalkulować w całość. Dlatego ostrożność jest zalecana i nowicjusze prawdopodobnie powinni najpierw spróbować swych sił w funduszu inwestycyjnym.

Co powinien więc zrobić Modalski – dziś – z III filarem? włączyć się? nie włączyć się?

Postawmy jedną rzecz jasno – Modalski zrobi mądrze, gdy obok obowiązkowych filarów I i II, gdzie nie ma wiele do powiedzenia, dodatkowo sam zatroszczy się o swoją przyszłość. O ile przynajmniej jest w stanie cokolwiek odłożyć, po odliczeniu ZUSowskiego haraczu, innych składek oraz – aby czasem nie zapomnieć – kosztów życia. Co do tego prawdopodobnie jest całkowita zgoda.

Wydaje się rownież że dwa ostatnie typy rachunków IKE są krokiem we własciwym kierunku i maja spory potencjał. Szczególnie gdy maksymalna suma którą bez podatku będzie można tam włożyć zostanie rozsądnie zwiększona, bo obecny limit jest po prostu śmieszny. Gdy tak się stanie jest prawdopodobne że dla wielu przyszłych emerytów gros przyszłej emerytury za x-dzieści lat będzie pochodziło właśnie z ich własnych inwestycji, część z II filara, a nic lub tylko symboliczna zapomoga od państwa/ZUS (I filar).

Tym niemniej, rozsądek sugerowałby aby Modalski raczej nie spieszył się z decyzją o wejściu do III filaru w warunkach obecnych. Po prostu IKE są zbyt nowe, zbyt wiele rzeczy jest w ruchu, zbyt wiele rzeczy jest w proszku, i zbyt wiele rzeczy jest niedogranych czy wogóle niewyjaśnionych.

Po pierwsze, obecny limit wpłat do IKE równy 150% średniej płacy miesięcznej jest nie warty świeczki. Szczególnie że na drugim końcu stoi konieczność pożegnania się z tym kapitałem na długie lata, lub dziesiątki lat, lub konieczność zapłacenia podatku przy jego wcześniejszym wycofaniu. A nieprzewidziane okoliczności mogą się wydarzyć, i się wydarzają, kiedy wcześniejsze wykorzystanie rezerw jest ze wszechmiar uzasadnione, jeśli nie konieczne. Poza tym wpłata wspomnianej sumy (3635 zł) nie jest, jak w amerykańskim pierwowzorze, odciągalna z podatków przez co bezpośrednia korzyść materialna odpada. Gdyby Modalski nabył za nią przykładowo dwie uncje złota, to za rok prawdopodobnie wyszedłby na tym dużo lepiej niż gdy pochopnie ją zamrozi na lata na jakims IKE, przy niezupełnie jasnych i zmieniajacych się regułach gry. A przez ten rok poobserwuje jak się sytuacja rozwinie, mając przynajmniej w ręku coś czego mu ZUS nigdy nie zabierze…

Inwestor zawsze o coś się martwi – albo jest to zwrot z kapitału albo, jak gorzej pójdzie, zwrot samego kapitału. Wygląda na to że w Polsce klient filaru II i III musi się martwić o obie rzeczy na raz! Nawet jak przeprowadzi swój kapitał, sam czy z pomocą OFEs, poprzez rafy wszystkich hoss i bess, pozostaje jeszcze kwestia jak go na koniec wydrzeć pazernemu państwu.

W chwili pisania tego tekstu (listopad 2006) trwają właśnie targi kto i jak ma wypłacać II filar. Ich tenor nie wskazuje na wybór rozwiązania najprostszego. To jest, zwrotu prawowitemu właścicielowi jego wkładu w całości tak, aby sam kupił sobie za to na wolnym rynku potrzebnej wielkości emeryturę, czyli dożywotni ciąg miesięcznych wypłat. Produkty tego typu [ang. annuities] mogłyby być z powodzeniem oferowane przez niezależne instytucje fiansowe, nawet przez OFEs, byleby z zachowaniem wolnorynkowego wyboru. Ale kto wie czy nie skończy się rozwiązaniem najgorszym – aneksacją nagromadzonych wkładów przez ZUS i wypłatami z II filara obowiązkowo naliczanymi i wypłacanymi przez tą instytucje! Rozmaite lisy krążące wokoł emerytalnego kurnika przebąkują rownież o rezygnacji z dziedzicznosci funduszy w II filarze, wbrew ustaleniom reformy emerytalnej. Czyli gdyby harujacy czterdzieści lat Modalski złożył fortunę w II filarze ale miał pecha i dostał zawału na party z okazji przejścia na emeryturę, to przyjdzie państwo i powie thank you very much, ładna sumka? Debet znowu się śmieje….

Jeden zakus za drugim. Czy filar III może być daleko w tyle? Kto zabroni państwu np. zadekretować obowiązkowe przelanie końcowego wkładu na rachunkach IKE na wirtualne konto jego właściciela w ZUSie? I oczywiście nominować ZUS do roli wypłacania także i tej działki? Oczywiście z prowizją dla siebie i oczywiście przez lata, kawałek po kawałku, a w miedzyczasie łatać przywłaszczonym kapitałem finansowe dziury gdzie indziej…

Kwestie kontroli nad złożonym własnym kapitałem, tego kto ma oferować emeryturę, i za jaką cenę, i kto ma ją wypłacać, są absolutnie fundamentalne dla uczestników filaru III, ponieważ chodzi tu o ich składki nieobowiązkowe. Nieobowiązkowe to znaczy implikujące myślenie. To zaś nakazuje wstrzymanie się z pochopnymi decyzjami i uważną obserwację tego co się będzie dalej działo z filarem II. Jeżeli rzeczywiście doszłoby do faktycznego ubezwłasnowolnienia inwestorów filara II, z państwowym ZUSem uzurpującym sobie prawo obliczania i wypłat prywatnych emerytur, stać się to powinno przestrogą dla filara III. Jest bowiem rzeczą trudno wyobrażalną aby ktoś myślący w takim przypadku wogóle rozważał składki w filarze III, kiedy przywłaszczenie sobie i tego kapitału przez państwo/ZUS jest jedynie kwestią czasu.

A na razie – na koń czas! Debet i tak nie za dobrze znosi to trajlowanie o emeryturach…

 

©2006cynik9

One Reply to “Filar III, czyli szalupa”

  1. witam,

    ciekawy artykuł, zajmuję się trochę inną branżą i w temacie w ogóle nie jestem ….. wiec odradza Pan 3 filar ? Pytam, bo nie wiem co robic w środe mam wizyte Pana z ING wlasnie co do 3 filaru. Znajomy założył 3 filar za granicą czy to lepsze rozwiązanie ? Ciekawe czy tu ktoś jeszcze zagląda ;). Pozdrawiam.

Comments are closed.