Czy OFEs są bezpieczne? Wprawdzie ryzyka że OFE może paść całkowicie wykluczyć się nie da, jest ono wystarczająco małe aby przejść nad nim do porządku dziennego. Jako instytucje OFEs są prawdopodobnie dużo bezpieczniejsze od ZUSu, chociaż powinno być odwrotnie. Zwłaszcza te z nich które są firmowane przez renomowane zachodnie instytucje finansowe o nienagannej reputacji, jak Deutsche Bank, ING Bank czy Credit Suisse. I wprawdzie nie jest to gwarancja nadzwyczajnych wyników ( jeśli już, to prędzej odwrotnie :-D), ale bezpieczeństwo i stabilność liczy się przede wszystkim. Nie galopujmy jednak zbyt szybko chwaląc II filar, bo i tu, jak zobaczymy, jest sporo problemów…
Również wymóg KNUiFE że zarządzający funduszem musi dopłacić z własnej kieszeni o ile jego OFE kiepsko się spisuje nie spędza snu z powiek prążkowanym garniturom. Miałoby to mieć miejsce dopiero wtedy gdy osiągi OFE są poniżej połowy średniej, co w towarzystwie gentelmanów zbyt często się nie zdarza.
Zarządzany przez OFE wkład pozostaje, teoretycznie, własnością delikwenta. Oprócz jednak desperackiej zmiany OFE – sam klient wiele z nim zrobić nie może. Musi np. biernie się przyglądać jak jego aktywa po dobrym roku topnieją w następnym jak śnieg na wiosnę, bez możliwości ratowania się np. czasowym przejściem w gotówkę bądź w inną walutę. Pozostaje mu jedynie żywienie nadziei że prążkowane garnitury w jego OFE wiedzą co robią i że na koniec wyjdzie na swoje. Co więcej, nie jest wcale pewne czy na zakończenie otrzyma kiedykolwiek swój kapitał do ręki.
OK, OFEs są z nami na dłużej i całkiem możliwe że dostarczą wielu przyszłym emerytom trzonu ich emerytur. Także, a może przede wszystkim, wtedy gdy Titanic ZUSu znajdzie się w opałach. Ile w takim razie OFEs nam uzbierają i jakie jest ryzyko inwestycyjne?
Długoterminowe, realistyczne perspektywy zwrotu z funduszu inwestycyjnego są rzędu 1% do 6-7% ponad inflację, zależnie od składu portfela i innych rzeczy. W tym miejscu warto przestrzec przed rozmaitymi doradcami finansowymi, często niewiele starszymi od rynków kapitałowych w Polsce, którzy chętnie ekstrapolują dwucyfrowe zwroty giełdowe ostatnich kilku lat i jednoprocentową inflację daleko w przyszłość. Warto im przypomnieć że rynki zawsze karcą naiwność i pychę, dając inwestorom nie to czego oczekują ale to na co zasługują!
Jakie sa więc szanse że takie rezultaty zostaną – w ciągu bardzo długiego czasu – przez OFEs osiągniete? Prawdopodobnie niezłe, choć dalekie od gwarancji. Nie obejdzie się przy tym zapewne bez okresów załamania i rozpaczy przeplatanych okresami euforii oraz skrajnego optymizmu. Mówimy tutaj w końcu o bardzo długim przedziale czasowym który prawdopodobnie będzie świadkiem końca i złotego, i dolara, i ropy, i hegemonii ekonomicznej USA.
Ryzyko inwestycyjne ma dwa aspekty – jednym jest globalna długotrwała bessa światowa (niewielka szansa), drugim jest szansa na lokalny krach finansowy w Polsce (większa). W obu przypadkach nie oznacza to końca świata ani końca OFEs, po prostu w obu wystąpić może długotrwały spadek wartości portfeli OFEs. Dlatego właśnie zwrot realny 3-5% na przestrzeni wielu lat należy traktować z respektem.
Źródłem długiej bessy o zasięgu światowym może być spadek powszechnej obecnie, a przesadnej wiary w papier. Poddana wieloletniemu praniu mózgów publika w dużej części zresztą wiarę tą podziela i żadnego systemowego ryzyka nie dostrzega. Ale cynik9 widzi rzeczy odmiennie, i okazyjne gwizdy tego nie zmienią! 😀
Mamy nie oparty na niczym papierowy pieniądz, który banki centralne drukują w ilościach które same ustalają. Współcześni alchemicy osiągnęli więc to do czego bezskutecznie dążyli ich poprzednicy przez tysiąc lat: pieniądz za darmo! OFEs zamieniają następnie ten papier w inny: obligacje i akcje. Tak jak ich koledzy na całym świecie, czynią to zgodnie z aktualnie obowiązującymi regułami inwestycyjnej mody i „bezpieczeństwa”. Nie zmienia to faktu że rzeczywista wartość wszystkich tych papierów jest zero – czyli praktycznie wartość nośnika na którym je wydrukowano. Ich wartość rynkowa jest zatem umowna, zależna wyłącznie od wiary posiadacza że druga strona wypełni swoje zobowiązania. Na ogół je wypełnia i problemu nie ma. Ale czasem może nie wypełnić…i co wtedy?
Wtedy mamy problem – wartość rynkowa papieru dąży do jego wartości rzeczywistej, czasem w trybie turbo! Że się to nigdy nie zdarza? spróbujmy to powiedzieć Argentyńczykom! albo Rosjanom! albo pechowym inwestorom Enrona czy Worldcoma!
Ale nie chodzi tu o odizolowaną pechową wpadkę czy dwie, które mogą się przydarzyć. Chodzi o to że okresy mody na papier przechodzą co kilkanaście lat inną skrajność – wiarę w rzeczy konkretne (tangibles). Kiedy inwestorzy szaleją za złotem i srebrem, omijają papier na kilometr. Co się stanie gdy obecne zaufanie do papieru zostanie poderwane, na przykład przez gwałtowny spadek wartości dolara? Czy prążkowane garnitury rozpoznają to ryzyko zawczasu i podejmą właściwe manewry obronne? Lepiej niech podejmą, bo w wynikłym pożarze finansowym wiele papierów pójdzie z dymem, a aktywa OFEs mogą doznać znacznego uszczerbku. Jaka jest na to szansa? OK – prawdopodobnie niewielka. Ale i niezerowa – to temat na inną okazję.
Większa szansa na podobny pożar istnieje w wymiarze lokalnym, czyli krach finansowy w kraju. Każdy rynek wschodzacy to rynek notorycznie ryzykowny, a waluta niestabilna. Nawet gdy parę lat ładnej pogody, jak teraz, uśpi czujność inwestorów. Szybki wzrost gospodarczy i znaczny napływ kapitału z zewnątrz często idą w parze z napięciami i nierównowagą, z wysokim zadłużeniem, z przesadną spekulacją. Zjawiska znane i naturalne. Ale nieskorygowane w porę, z jakiegokolwiek powodu, doprowadzić mogą łatwo do finansowej lawiny. Takiej choćby jak parę lat temu w Argentynie czy trochę wcześniej w Korei. Lawiny która może łatwo pociągnąć za sobą płytkie rynki kapitałowe kraju, z papierowym II filarem na czele. Do jej poruszenia zaś wystarczy czasem tylko jeden mały kamyk, jedna pełzająca po dnie kotwica budżetowa, jeden bankrutujący ZUS.
Co jest złego w inwestowaniu w Polsce? Nic! Szybko rozwijający się, wschodzący rynek, od niedawna część wielkiego bloku gospodarczego, wygląda atrakcyjnie. Ale kardynalna zasada inwestowania mówi: nigdy nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka. Żaden sensowny inwestor, mający wolny wybór, nigdy nie zainwestuje wszystkiego w jednym miejscu. Dywersyfikacja oznacza bowiem bezpieczeństwo – kłopoty w jednym miejscu są rekompensowane w innym, a straty ograniczone.
Z drugiej strony jest rząd, który nigdy (łatwo) nie dopuści aby kapitał emerytalny opuścił granice kraju i został, w większych ilościach, zainwestowany gdzie indziej. Po prostu, za duży szmal aby się go pozbywać. W efekcie tego OFEs są prawie wyłącznie zainwestowane w Polsce i w złotym polskim, tkwiąc po czubki uszu w polskich akcjach i obligacjach. A ich klienci, bez możliwości manewru obronnego, są zakładnikami takiego stanu rzeczy.
Nie oznacza to że kryzys jest nieunikniony albo nawet prawdopodobny. Z ryzyka trzymania wszystkiego w jednym koszyku warto sobie jednak zdawać sprawę. Prążkowane garnitury bez wątpienia podniosą się szybko z każdej lawiny, otrzepią się, i nadal będą przekonywać że ich OFE jest najlepszy. Tym razem bo stracił mniej niż inne. Prawdziwą ofiarą lawiny, o ile by do niej doszło, będzie jednak ich klient, ponieważ potrzeba będzie dużo czasu aby z jajecznicy która została z jego emerytalnego jajka zrobić na powrót jajko. Szczególnie gdy światowa gospodarka dozna spowolnienia, które na długo oziębi zainteresowanie we wschodzących rynkach. Jajecznicy, dodajmy, która byłaby łatwa do uniknięcia drogą szerszej dywersyfikacji portfela.
No tak, ale long term (w dłuższym kontekście) akcje i tak zawsze idą w góre, nieprawda? – dodają sobie zawsze otuchy inwestorzy w okresach długotrwałych spadków lub dreptania w miejscu. Być może, Drogi Czytelniku, być może. W wystarczająco długim czasie rynki z pewnością się podniosą i osiągną nowe szczyty. Ale marna z tego pociecha gdy ten kontekst będzie bardziej odległy niż Twoja emerytura. Kilkunastoletnie okresy bessy już bywały i nie są niczym nowym. A za long term – jak to elokwentnie ujął kiedyś lord Keynes – to wszyscy znajdziemy się w niebie 😀
Jakie by ono nie było, ryzyko inwestycyjne ktore przedstawiliśmy powyżej jest naturalną częścią procesu inwestowania. Może być, i z pewnością będzie uważnie monitorowane przez managerów w OFEs.
Największe jednak ryzyko II filara przy którym, zdaniem cynika9, wszystkie inne są niedzielnym piknikiem w parku, nie jest wcale związane z tym co się wydarzy na rynkach kapitałowych w kraju czy na świecie. Jest nim możliwa ingerencja państwa w zgromadzony przez przyszłego emeryta kapitał czyli, jak kto woli, wymuszenie rozbójnicze. OFEs zarządzają już bardzo znacznymi funduszami, wynoszącymi ponad 110 mld. zł. Kapitał ten będzie rósł. Jako taki stanowić będzie nieodpartą pokusę dla pazernego państwa i nienasyconych polityków rozmaitego autoramentu. Co gorsza, w obliczu pogarszającego się zadłużenia państwa, i ZUSowskiego Titanica nabierającego wody, pokusa ta będzie stawała się coraz większa.
Szansa że przyparte do muru państwo dokona w pewnym momencie skoku na tę kasę, niestety, stale wzrasta. Może to być np. przymusowy wykupu jakiegoś jednorazowego „bonu emerytalnego” lub specjalnej obligacji „kryzysowej”, dodatkowy podatek „solidarnościowy” przy wycofywaniu wkładu i wiele innych rzeczy. W dodatku ustawodawca nie rozwiązał, niestety, kluczowej kwestii – co się ma właściwie dziać ze zgromadzonym przez delikwenta wkładem w OFE po osiagnieciu wieku emerytalnego. Pozostawił przez to potencjalnym włamywaczom z rządu/ZUSu szeroko otwartą furtkę do możliwych machlojek i wymuszeń.
Jedyne rozsądne rozwiazanie, proste w dodatku jak drut – zwrócić uzbierany wkład w całości jego właścicielowi – jest anatemą której rząd prawdopodobnie nigdy nie zaakceptuje! A nóż widelec świeży emeryt weźmie wszystko i przepije w tydzień? A może weźmie wszystko i ucieknie do ciepłych krajów, gdzie go dalej nie będzie można oskubywać ? Nie! nie! Skoro wszyscy emeryci otrzymują coś z ZUSu (do czasu, do czasu ;-D), to czemu np. nie powierzyć by tej doświadczonej instytucji rozdawania również prywatnie zgromadzonych środków II i III filaru? Yadda, yadda. Czytelnik zorientuje się w mig którędy lis próbuje się dostać do kurnika…
Oczywiście każdy państwowy zamach na kasę OFEs negowałoby wogóle sens II filaru, jak i nasze założenia wstępne, przewidujące właśnie rozdział funduszy emerytalnych II i III filara od państwa. Niestety, nie da się takiego zamachu wykluczyć. I to właśnie, a nie bessy czy hossy na rynkach, jest najwiekszym ryzykiem filaru II ( jak również III-go). Może wiec II filar również nazwiemy po imieniu: loteria w cieniu ZUS?
Autor chętnie da się przekonać że nie ma racji i że jego obawy są nieuzasadnione. Póki co jednak, w kwestii szans świeżego emeryta na odzyskanie pełnej kontroli nad swoim własnym władem w OFEs pozostaje pesymistą. Szczególnie gdy codziennie przybywa lisów, i jak się okazuje także lisic, kręcących się koło kurnika OFE.
Niezależnie jak go nazwiemy, filar II jest faktem i pojawia się pytanie – co z niego może mieć Modalski, nasz bohater z poprzedniego odcinka? Zabawmy się więc ponownie we wróżkę i pospekulujmy jaką emeryturę z II filaru może otrzymać Modalski, przyjmując identyczne warunki ekonomiczne. Dodatkowo założymy że średnia stopa zwrotu z inwestycji w OFE Modalskiego jest 4% realnie (ponad inflację) rocznie. Chodzi nam tu o prawdopodobny wynik końcowy, o donoszone do końca jajko emerytalne Modalskiego z konserwatywnie wziętą szansą na sukces. Zakładamy też że końca świata nie będzie, że za 40 lat Ziemia nadal będzie się kręciła, a ludzie po niej robiąc swój byznes. Oczywiście nasze szacunki to jedno wielki zgadywanie, i tylko zgadywanie, a strzał cynika9 jest tak samo dobry jak każdy inny…
Jeżeli więc, po tym wstępie, jeszcze raz pobawimy się kalkulatorkiem, okaże się że na swoim koncie w OFE Modalski może zgromadzić całkiem pokaźną sumę 335000 zł (realnie). Pomimo zainwestowania jedynie trzeciej części haraczu zbieranego przez ZUS, i pomimo wysokich kosztów po drodze, wynik ten jest nieco lepszy niż z filaru I. Przede wszystkim jednak jest to żywy kapitał, w odróżnieniu od wirtualnego wpisu w ZUSie. Filar II dałby więc Modalskiemu podobny wkład do przyszłej emerytury rzędu 22% ostatniej pensji, czyli miesięcznie ok. 2060 zł. Hmm, hmm, nie najgorzej… Pytanie tylko w jakim stopniu emeryt Modalski będzie za 40 lat mógł swobodnie dysponować tym swoim wkładem, nie będąc zmuszonym do jego obligatoryjnej zamiany na comiesięczną emeryturę …z ZUSu…:-(
Tak jak poprzednio, używając tego kalkulatora Czytelnik jest zachęcany do sprawdzenia czy autor nie zanadto rozjechał się z rzeczywistością w swoich obliczeniach. Więksi od cynika9 optymiści mogą tu rownież poeksperymentować z własnymi wartościami realnej stopy wzrostu w swoim funduszu i cieszyć oko fortunami do jakich po latach mogą urosnąć ich wkłady w OFEs. :-D. Pamietajmy tylko że chodzi tu o przewidywaną realną stopę wzrostu, a więc ponad inflację, a nie nominalne wartości.
W kolejnym odcinku przyjrzymy się bliżej trzeciemu filarowi – naszej szalupie ratunkowej… =>Filar III, czyli szalupa
Ok, idę siodłać Debeta!
[dopisane 23.12.2008] W dwa lata od daty powstania wpis okazuje się dziwnie proroczy… 😉
©2006cynik9
Prawie 4 lata temu przewidział Pan co zrobi rząd i co się stanie z 2 filarem – jestem pod wrażeniem.
Przepraszam, ze anonimowo.
Polecam świetny artykuł dotyczący funkcji, jaką zdaniem co poniektórych powinny pełnić OFE.
Aleksander