Filar I z trzech wprowadzonych przez niedawna reformę emerytalną to zreformowany (podobno) ZUS, czyli państwo. ZUS drenuje z każdego pracujacego około 20% płacy brutto, ściągane po połowie z pracownika i jego pracodawcy na cele emerytury. Mniej wiecej 2/3 z tego ląduje w czarnej dziurze zwanej pierwszym filarem, z której ZUS za lat x-dzieści obiecuje coś wypłacać na podstawie paru prostych formułek. Sama idea wygląda w miarę rozsądnie, o ile wogóle emerytury państwowe mogą być rozsądne, w co cynik9 wątpi. Chodzi o powiązanie faktycznie płaconych składek z konkretnym delikwentem oraz, w przyszłości, wypłacanie mu świadczeń w proporcji do tego co uskładał.
Kłopot jednak jest taki że delikwent tak naprawdę nic nie składa, a ZUS nic nie inwestuje. ZUS po prostu zabiera wpływające składki i obdziela nimi na bieżąco obecnych emerytów (i każdego kto się pod nich podszywa :-D). Płatnikowi składki zostaje z tego jedynie wirtualny wpis wirtualnych pieniędzy na jego wirtualnym koncie. Plus nadzieja że za te x-dzieści lat ZUS będzie go mógł odszukać w swoim wirtualnym świecie i zacznie wypłacać realną tym razem, a nie wirtualną, emeryturę. Jedyne co ZUS obiecuje to rewaloryzowanie tego wirtualnego wkładu od czasu do czasu, wg rządowego widzimisię. Do tego formuła rewaloryzacyjna ZUSu – z tego przynajmniej co cynik9 może się kapnąć – gwarantuje rewaloryzację poniżej poziomu inflacji. Jaki byłby zresztą w końcu cel inflacji gdyby waloryzacja zupełnie ją kompensowała? 😀
Używając terminologii politycznie niepoprawnej możemy zatem uściślić o co chodzi – chodzi o wyciśnięcie z delikwenta żywej gotówki teraz, w zamian za obietnicę wypłaty w odległej przyszłości tej części faktycznych składek której ZUS nie zdąży do tego czasu przejeść lub zdefraudować, o ile wogóle będzie się mógł czegoś doszukać. :-D.
Obietnice
Co więc konkretnie dostaniemy z ZUSu za te x-dzieści lat, jak dobrze pójdzie?
A no weźmy pod lupę gościa Modalskiego, który przez całe 40 lat swojej kariery zawodowej, którą właśnie rozpoczyna, zarabiać będzie płacę średnią brutto. Niech będzie to dzisiaj, dla okrągłego rachunku, suma 3000 zł brutto miesięcznie. Dalej musimy przyjąć jakieś rozsądne założenia co do warunków ekonomicznych, bo siegamy daleko w przyszłość. Umówmy się więc że w przeciągu tych lat mamy stałą i stosunkowo umiarkowaną inflację 3.5%, a pensja Modalskiego wzrasta, realistycznie, co roku o 3% ponad inflację. ZUS przystrzyga Modalskiego i jego pracodawcę co roku o 20% pensji brutto, z czego ok. 2/3 ląduje jako wirtualny wpis na wirtualnym koncie Modalskiego w ZUSie (pozostała 1/3 wędruje do II filaru – cdn). ZUS przewiduje również że Modalski jako emeryt, zanim odejdzie w Krainę Wiecznych Łowów, pociągnie jeszcze ok. 13,3 lata (dla porównania, pani Modalska ma pociągnąć wg. ZUSu 20,8 lat) . I jeszcze jedno – przy inflacji 3.5% niech stopa procentowa lokaty bankowej będzie 4.5%, a więc 1% ponad inflację.
OK, tak uzbrojeni popatrzmy na czym skończy Modalski po 40 lat pracy – jak wszystko dobrze pójdzie. Tik, tik, kalkulator się grzeje, minitorek mruga… Wychodzi na to że ostatnia pensja Modalskiego będzie rzędu 9500 zł – wow! Zaś jego wirtualny – czyli nie istniejący – wkład ZUSowski będzie ok 332000 zł. (wszystko liczymy przy tym w warunkach realnych, tj. po odjęciu inflacji; nominalna pensja Modalskiego może w tych warunkach być rzędu trzydziestu paru tysięcy!). Na tej podstawie ZUS wyliczy mu emeryturę z I filara na coś ok. 2050 zł miesięcznie, przynajmniej o ile cynik9 nie kropnął się gdzieś w tych obliczeniach… Czytelnik może to zresztą zgrubsza zweryfikować uzywając tego kalkulatorka , który okaże się przydatny także w kolejnym odcinku.
Dla porównania, gdyby Modalski zamiast oddawać ZUSowi wkładał tą samą kwotę co miesiąc do banku i dalej o niej zapominał, zaoszczędziłby w tym samym czasie ponad 390000 zł realnie (tj. stopa lokaty – inflacja, tylko 1% rocznie), i to rzeczywistego kapitału, a nie wirtualnego. Bez polegania na obietnicach ZUSu wyszedłby zatem sporo lepiej!
Jeżeli Modalski będzie jeszcze żył przepisowe 13,3 lat, to w teorii powinien wyzerować swoje wirtualne saldo. Jeżeli wykpi ZUS i pociągnie dłużej – to 1:0 dla niego, bo ZUS wypłaci mu w sumie więcej. Jeżeli odwrotnie to 1:0 dla ZUSu, który zgarnie resztę z jego wirtualnych 320 tysięcy dla siebie. Statystyczny emeryt, żyjac krócej, pociąga więc za krótszy koniec w tym układzie ponieważ ZUS drożej go kosztuje (a zważywszy co mógłby zaoszczędzić bez ZUSu – dużo drożej, nie licząc nerwów :-D), niż on ZUS. Statystyczna emerytka natomiast, żyjac dłużej, ma szanse przechytrzyć ZUS. Ostatecznie jednak ZUS i tak wyjdzie na swoje, ponieważ to co zaoszczędzi na statystycznym panu to prawdopodobnie więcej niż dłuższa emerytura statystycznej pani. A gdyby nie, to od czego jest manipulacja oczekiwaną długością życia, hokus-pokus z rewaloryzacją emerytur bądź jej brakiem, lub inne sztuczki? Z ZUSem Modalski nie wygra.
ZUS obiecuje więc dziś Modalskiemu z I filara ok 21% ostatniej pensji, co na papierze wygląda rozsądnie. Problem jest jednak właśnie w tym „jak dobrze pójdzie”, czyli w obietnicach robionych na dziesiątki lat naprzód na podstawie wirtualnego wkładu który nie istnieje. Oznacza to że kiedy przyjdzie co do czego, swoje wirtualne obietnice państwo musi zastąpić realną, brzęczącą walutą. Skąd ją weźmie?
Dla optymistów
Jaka jest szansa że przez te dziesiątki lat, wbrew demografii i wzrastającym deficytom, a także wbrew prawom statystyki, rzeczy pozostaną z grubsza tu gdzie są dziś? Jaka jest szansa że Modalski i jego młodsi koledzy będą milcząco przez 40 lat dawać się oskubywać ZUSowi? Jaka jest szansa że państwo wygeneruje obiecane środki drogą dalszego przykręcania śruby na coraz mniej licznej i tak coraz bardziej fiskalnie obciążonej rzeszy pracujących? To jest, bez salwowania się w pewnym momencie drukowaniem pustego pieniądza czy też dalszym zadłużaniem się, przez co rachuby ZUSu i przyszłość Modalskich stanęłyby pod jeszcze większym znakiem zapytania? Krótko – znikoma!
Zreformowany system emerytalny jest sam w sobie pakietem zmian. Jego jedyny filar w gestii państwa to sygnał że ktoś zdawał sobie sprawę z koniecznego ograniczania zobowiązań budżetu centralnego. Inaczej łupnęlibyśmy w górę lodową wcześniej i z większym impetem. Mocno wątpliwe jednak że na tym się zakończy. Liczba emerytów która w ciągu najblizszych 15 lat ma skoczyć z obecnych 5,6 miliona do ponad 8, przy mniejszej liczbie płacących, praktycznie gwarantuje dalsze ograniczanie emerytalnych zobowiązań państwa. Co będzie ich katalizatorem? Tego cynik9 nie wie ale podejrzewa że przy odrobinie cierpliwości dowiemy się tego w miarę szybko.
Zmiany wymusić może chociażby bunt młodych, którzy obciążani ZUSem ponad miarę w pewnym momencie zdesperowani podpalą parę opon i pogonią rząd, razem z jego ZUSem. To samo mogą zrobić zazdroszczący górnikom ich królewskich emerytur przedstawiciele innych grup zawodowych, a rząd po raz kolejny ulegając szantażowi dla zachowania balansu zredukuje obiecane frukty dla całej reszty. Albo dalsza masowa emigracja zarobkowa wymusi zmiany widmem zostawienia w Polsce jedynie rządu, sejmu, ZUSu i emerytów…Możliwe też że przyciśnięty rosnącym długiem publicznym rząd z własnej inicjatywy ciachnie poziom świadczeń jak leci, wskazujac jako winnego presję z zewnątrz. A już na pewno będzie się starał osiągnąć redukcję stopniowo i bardziej selektywnie, drogą manipulacji reguł gry. Stałymi faworytami każdego rządu są tutaj próby podwyższania wieku emerytalnego (bo żyjemy przecież dłużej, nieprawda?) czy też wprowadzanie dodatkowych poprzeczek majątkowych (im bogatszy tym mniej potrzebuje emerytury, jasne). A co gdy na nieuchronne trendy i napięcia nałoży się jeszcze jedna dobra recesja, która drastycznie zredukuje bieżące wpływy do budżetu? Młode rynki kapitałowe w Polsce, tak na dobrą sprawę, dobrej recesji jeszcze nie widziały…
Dla realistów
Nawet jednak i to wszystko, w warunkach mniej sprzyjających, okazać się może scenariuszem dla optymistów. Bo czy samo finansowe przetrwanie ZUSu z jego I filarem jest takie znowu pewne? W samym tylko roku 2005 zadłużenie sektora publicznego, w dużej mierze właśnie dzięki dopłatom do ZUSu i KRUSu, wzrosło o gigantyczną sumę 35.4 mld zł. Jak długo może więc ZUSowski Titanic przetrwać nabierając wody w takim tempie? Na szczęście nie musimy sięgać znowu po kalkulator, bo błyskawicznej odpowiedzi udziela nam nie kto inny niż sam kapitan, prezes rady nadzorczej ZUSu Robert Gwiazdowski. Gwiazdowski, który już wczesniej nie bez racji zapewniał Modalskiego że widzi cyt. dokładnie cały bezsens działania tej instytucji, miał ostatnio stwierdzić że kierowana przez siebie instytucja zbankrutuje w ciągu 9 lat! Cynik9 nie jest pewny czy jest to optymizm czy pesymizm i nie będzie się spierał czy chodzi dokładnie o 9 , 13 czy też może o 17 lat. Ma jednak niewiele podstaw by wątpić w dane prezesa oraz niejasne przeczucie że ile tam lat ZUS pociągnie, bedzie to sporo krócej niż perspektywy emerytalne Modalskiego.
Szkoda że inni prezesi są mniej rozmowni, bo parę pytań znalazłoby się także i do nich. Na przykład – ile za lat czterdzieści będzie wart złoty polski, o ile przynajmniej on przetrwa, skoro ma służyć do wypłacania emerytury Modalskiemu? W końcu Modalskiego nie tyle interesuje ile będzie miał emerytury, ale ile bedzie mógł za nią kupić. A jeśli wymienią złotego na euro, to co powstrzyma rząd od pokusy wykorzystania unikalnej okazji jaką jest pozbycie się własnej waluty do jej jednorazowej, skokowej dewaluacji? To nie tylko ekstra stymulans i redukcja długów (złotowych) ale równiez, za jednym zamachem, okazja do cichej redukcji niewygodnych zobowiązań emerytalnych. Wątpliwe zresztą czy wielu Modalskich wogóle by się kapnęło że są robieni – nie obrażajac Debeta – w konia.
Tak czy inaczej, konkluzja może być tylko jedna. Między obietnicami I filaru dzisiaj a ich spełnieniem za x-dzieści lat są góry niewiadomych i stosy pobożnych życzeń. Zmienić się może- i musi tyle że obietnica wypłat wybiegających tak daleko w przyszłość jest iluzoryczna. Dziś na papierze Gwiazdowski może przysięgać Modalskiemu że za 40 lat wypłaci mu 21% ostatniej pensji jako emeryturę. Ale realistycznie spodziewać się należy że odprawka Modalskiego z I filaru z każdym nowym prezesem, z każdym nowym rządem, i z każdą nową reformą stawać się będzie coraz bardziej mikra i coraz mniej uchwytna.
Obrońcy systemu bez wątpienia zarzucą tu cynikowi czarnowidztwo, wskazując na to że trendy demograficzne są przewidywalne i proste do obliczenia. Każdy ekspert łatwo odłoży na skali czasu narodziny, zgony, przedziały wiekowe i oto, voila, wiemy dokładnie ilu emerytów za x-dzieści lat bedziemy musieli żywić! Oraz ilu dokładnie nie-emerytów na to zapracuje!
Ale czy rzeczywiście takie to wszystko proste i przewidywalne? Czemu w takim razie żaden ekspert nie przewidział że w ciągu zaledwie dwóch krótkich lat po wstąpieniu do UE 10% wszystkich pracujących opuści Polskę, w jednym z najbardziej spektakularnych exodusów w historii Europy? Miałby teraz powód do sławy!
Tak więc, gdy nasz Modalski, patriotycznie opierając się pokusie emigracji i heroicznie trwając przy ZUSie doczeka się w końcu swojej kolejki, może dostać szoku. Najprawdopodobniej przekona się że realia zredukowały jego I filar do tego czym powinien być od samego początku – minimalnym powszechnym zasiłkiem dla faktycznych emerytów.
W sumie – dla higieny psychicznej – wydaje się rozsądne nazwać ów pierwszy filar po imieniu – obowiązkowym haraczem uzasadnianym zbiorową iluzją – i dalej się nim nie zajmować. Zostawmy ZUS z jego formułkami i wyliczeniami. Modalski ma szansę uniknąć wielu rozczarowań jeżeli nie będzie wiązał z I filarem większych nadziei. Da tym samym małą szansę ZUSowi aby go przyjemnie rozczarował za 40 lat….przede wszystkim tym że wogóle przetrwa….jak wszystko dobrze pójdzie….
Czas na koń! Debet się niecierpliwi. W następnym odcinku pomłócimy trochę filar drugi, starając się oddzielić ziarna prawdy od politycznie poprawnych plew. =>Filar II, czyli loteria w cieniu ZUS.
©2006cynik9