chłodne rozważania o systemie emerytalnym czyli jak przeżyć Titanica
Po reformie w 1999 system emerytalny w Polsce ma trzy tzw. filary, czyli trzy potencjalne skarbonki z których kiedyś, kiedyś, każdy obecnie pracujący spodziewa sie coś otrzymać tak, aby razem zebrała się z tego emerytura.
Na tle niereformowa(l)nych systemów gdzie indziej, tradycyjnie opartych na jednym państwowym filarze, już samo zreformowanie systemu oznacza postęp. Co się dzieje gdy jedyny filar coś podtrzymujący się zawala nietrudno sobie wyobrazić. Intuicyjnie więc trzy filary brzmią daleko bezpieczniej niż jeden…Ale czy wystarczą i na ile?
Trendy demograficzne w świecie zachodnim, zwłaszcza w Europie, są nieubłagane. Starzejemy się jako społeczeństwa, na skutek kombinacji kilku przyczyn. Stopa rozrodczości jest i pozostanie poniżej wymaganego poziomu zastępowania pokoleń. Przewidywany wzrost imigracji trendu tego nie skompensuje. Dodać do tego dochodzące do emerytury pokolenia powojennego wyżu i mamy strukturę demograficzną dramatycznie przesuwającą się w kierunku grup starszych wiekiem, a więc zawodowo mniej- lub zupełnie nieczynnych. W dodatku rośnie przewidywana długość życia, która od 1960 wzrosła o osiem lat, a do 2050 wydłuży się o kilka dalszych.
Nie byłoby z tym problemu gdyby socjalizujące państwa opiekuńcze w Europie lekkomyślnie nie zafundowały sobie w dobrych powojennych czasach wystawnych systemów emerytalnych fundowanych w całości przez państwo. I w sytuacji koniunktury cudu gospodarczego, pełnego zatrudnienia i niewielu emerytów długo problemu z tym rzeczywiście nie było.
Karty jednak się odwróciły, i to radykalnie. Wzrost gospodarczy jest od dłuższego czasu cieniem tego czym był do lat 70-tych. Coraz mniejsza liczba pracujących musi utrzymywać rosnącą rzeszę emerytów. Liczba osób pracujących przypadająca na jednego emeryta w Europie spadła w ostatnich 30 latach z 5 do 2,5 obecnie. Przewiduje się że w ciągu następnych 30 lat spadnie dalej do 1.5. Stara formuła „ściąg z młodych, daj starszym, i nazwij to solidarnością pokoleniową” zbliża się w sposób naturalny do swojego kresu. Lub, w wersji politycznie niepoprawnej, coraz trudniej coraz mniejszą liczbę ludzi coś robiących wyciśnąć wystarczająco aby starczyło dać lawinowo rosnącej liczbie ludzi nic nie robiących (ironia pod adresem państwa opiekuńczego a nie rzeczywistych emerytów, którzy nie powinni się w tym miejscu obrażać).
Powstaje więc uzasadniona obawa że Titanic emerytur państwowych opartych na tym modelu musi się w końcu, wcześniej czy później, z tą demograficzną górą lodową zderzyć. Jego pasażerowie znajdą się wtedy w wodzie, czy – jak kto woli – na lodzie. Dla wielu na otrzeźwienie będzie za późno.
Zreformowany system polski, który ciężar troski o przyszłą emeryturę sprytnie zawczasu przerzuca z państwa na barki delikwenta i paru instytucji mających mu w tym pomagać, ma szansę korzystnie odróżniać się od innych. Nie wiadomo wprawdzie czy wraz z rosnącym długiem publicznym i ten Titanic nie zatonie, ale przynajmniej ma szanse zostawić rozbitkom wystarczającą ilość szalup ratunkowych… Chodzi o tę drugą, a zwłaszcza trzecią skarbonkę, a więc dwa – teoretycznie przynajmniej – niezależne od państwa filary emerytalne, numer dwa i numer trzy. Ale w jakim stopniu rzeczywiście można na nie liczyć?
Przyjrzyjmy sie może wszystkim trzem filarom po kolei i zastanówmy się czego, tak na zdrowy chłopski rozum, może się przyszły emeryt stamtąd realistycznie spodziewać. O ile wogóle czegokolwiek, gdyż i zero jest tu pełnoprawną opcją. Może uda się nam przy tym wyciągnąć parę pożytecznych wniosków, prostych jak grabie, a jednocześnie nie skażonych uspokajającym lukrem i polityczną poprawnością. W końcu, co wolno cynikowi9 na jego zagrodzie to… nie ujdzie oficjalnym rzecznikom funduszy emerytalnych czy wysokim funkcjonariuszom jeszcze wyższych urzędów państwowych… 😉
Zanim się jednak do tego zabierzemy, czas na małą jazdę po lasach cudownie pustego o tej porze roku, a niemniej pięknego pojezierza Drawskiego… =>Filar I, czyli haracz
©2006cynik9