Pomysły na wieś

#1 – przede wszystkim nie szkodzić    #2 – mniej socjalizmu, nie więcej

Drogi czytelnik pisze iż  czeka na nasze „pomysły na wieś polską”…  Okay, ale nie jest całkiem jasne czemu akurat 2GR miałyby z pomysłami na wieś wychodzić,  skoro są przecież całe zastępy urzędników solidnie opłacanych aby to właśnie robić. Wieś polska ponadto ledwie zipie pod ciężarem rozmaitych pomysłów których jej nie szczędzą tabuny ekspertów, więc jeśli czegoś jej brakuje to raczej nie pomysłów.

No ale skoro już drogi czytelnik nalega to rzucimy  w ramach tego niewielkiego cyklu paroma zdrowo rozsądkowymi uwagami na temat „wieś polska”. Dlaczego akurat zdrowo rozsądkowymi? Ponieważ gwarantuje to że nikogo nie będzie kusiło aby je implementować… 😉

pejzaz

Dla uniknięcia nieporozumień zacznijmy od historii.  Jeśli historia jest nauczycielką życia, jak niektórzy utrzymują, to pouczać musi iż Polacy zawsze dobre wychodzili trzymając się tych trzech rzeczy: a) ziemi, b) broni i c) wiary. I zawsze gdy czegoś z tego brakowało to na ogół dostawali poniżej kręgosłupa. Może więc niezupełnie polit-poprawnie ale nie mamy specjalnych oporów przed hasłem „Polska (ziemia, w zasadzie) dla Polaków”. Żadne multi-kulti, żaden Islam, żaden marksizm kulturowy, żadne słupy, żadne lewe „prywatyzacje”.

Ale jest jeszcze czwarta rzecz której trzymając się Polacy wychodzili  najlepiej

d) skrajna nieufność wobec poczynań rządów.

Rządy bywały różne, rzadko które działające w interesie narodu, częściej mocarstw ościennych, choć strojąc się w piórka obrońców a to ziemi polskiej, a to interesu narodowego. Skoro więc mamy nowy rząd który pod pretekstem  fikcyjnego zagrożenia wykupem ziemi rolnej przez Niemców zaczyna od drastycznego ograniczenia dostępu do ziemi polskiej Polakom to pewna podejrzliwość jest wskazana. Nie tędy droga.

Nie słyszano także aby PiS propagował zarazem powszechny dostęp do broni palnej, co podejrzenia te wzmacnia. Skoro bowiem ktoś rzeczywiście czyha na ziemię polską, to czy nie jest pierwszym odruchem obronnym uzbrojenie się? Czym w końcu przywitać mamy obcych maszerujących znowu po ziemię polską? Chlebem i solą? Bez broni wszystkie buńczuczne zapewnienia rządowe typu „ani guzika” czy „po naszym trupie” mogą okazać się znowu trywialne proste do zrealizowania dla uzbrojonego agresora przy znowu bezbronnej ofierze.

#1 Przede wszystkim nie szkodzić. Pierwszą sensowną rzeczą w obronie ziemi polskiej wydaje się przeto wyrzucenie projektu niewydarzonej PiS-owskiej ustawy o „ustroju rolnym” do kosza, i zastąpienie jej wersją skróconą oraz gruntownie przeredagowaną. Nowa wersja ustawy powinna gwarantować wszystkim Polakom swobodę transakcji ziemią do 10 ha, kropka. Stanowi to akurat średni areał pod uprawą w gospodarstwie rolnym obecnie w Polsce. Warunek jest jeden: obie strony transakcji muszą  mieć obywatelstwo polskie.  A może dodać do tego również że kupiec musi legalnie posiadać broń palną aby swojego nowego nabytku bronić? Bo przecież albo na poważnie bronimy czegoś albo nie. Najlepszą obroną ziemi polskiej jest uzbrojony Polak na niej urzędujący i mający w niej swój ekonomiczny interes.

Owszem, pewne ograniczenia w ustawie, takie jak wymagana zgoda lokalnej administracji kiedy jedna ze stron transakcji w nieruchomościach nie jest polska (rzecz znana w wielu krajach, m.in. w Szwajcarii), przeciwdziałanie zbytniej koncentracji gruntów, czy też kontrola państwa nad mega transakcjami powyżej 1000 ha są zrozumiałe i nie budzą większych kontrowersji. Kontrowersje wzbudza natomiast sama idea że nie każdy Polak w swoim własnym kraju może kupić sobie kawałek łąki, choćby poza rodzinnymi piknikami nic na niej nie robił.  Jest to anty polski gniot sygnowany niefortunnie przez pro-polską  podobno partię przy władzy.

#2 Mniej socjalizmu, nie więcej. Innym bezdennie głupim posunięciem PiS-u jest wylanie dziecka z kąpielą, czym jest praktyczne zlikwidowanie, a nie tylko rozumne ograniczenie, wolnego obrotu ziemią. Czym innym jest kontrola nad wykupem państwowej ziemi w tysiącach hektarów (ile takich kawałków zostało to inna sprawa) przez niezupełnie przejrzyste obce interesy. Zupełnie czym innym jest natomiast hurtowe ograniczenie potencjalnych kupców kawałków gruntu do namaszczonych przez PiS, wąsko rozumianych „rolników”, oraz narzucenie prawa pierwokupu przez państwo nawet na mikroskopijne kawałki gruntu już od 1 hektara. Jak się też ma do „obrony ziemi polskiej” praktyczny zakaz jej dziedziczenia przez polskie dzieci polskich rodziców, zastąpiony dowolnością decyzji lokalnego kacyka którym stać się musi namaszczony przez PiS gauleiter regionalnego oddziału ANR?

Nie ma to wszystko nic wspólnego z bronieniem ziemi polskiej przed „Niemcem” czy przed innymi zagrożeniami. Ma wszystko wspólne z obłędną wiarą rządzącej partii w to że niższe ceny gruntu rolnego są w czyimkolwiek interesie. Nie są, poza może czasowym wyjątkiem lokalnych sitw małorolnych liczących na tańsze dotarcie do dopłat w czasie jaki pozostał im do zmiany rządu. Ten socjalistyczny obłęd  „korzystnych” niższych cen dzięki eliminacji wolnego rynku obróci się przede wszystkim przeciwko samym rolnikom, zwłaszcza poważnym gospodarzom zainteresowanym w ekspansji swoich gospodarstw na których powinno państwu specjalnie zależeć.  Można spodziewać się że banki zakwestionują  dużo tańszy i objęty ograniczeniami obrotu grunt jako zabezpieczenie kredytu przy dalszych transakcjach ziemią.

Że nie wspomnimy tutaj nawet o odnoszących sukces gospodarstwach rodzinnych ponad 300 ha, które w ramach rządzącej ortodoksji podpadną od razu pod paragraf o „kułactwie” i wrogiej spekulacji…

(dalszy ciąg pomysłów nastąpi)

.

55 Replies to “Pomysły na wieś”

  1. Rzeczywiście dzwonek zadzwonił ale nie w tym kościele.
    Brak możliwości ekspansji ze względu na brak możliwości zaciągnięcia kredytu jest problemem.
    Utrata gospodarstwa jest dramatem.
    Jedną z wielu konsekwencji tego dramatu będzie złożenie się bankowości spółdzielczej jak domku z kart.
    Do tego trzeba dodać koniec dopłat bezpośrednich (ciężko na to PIS pracuje) i całkowite zamknięcie sprzedaży na kierunku wschodnim (teraz już ze względów czysto ekonomicznych, obsadzili jabłonkami i obsiali pszenicą każdy kawałek latami leżących odłogów). Kumpel, który jabłkami handluje na skalę przemysłową powiedział mi niedawno, że większość sadów w Polsce będzie wykarczowana i posadzona na nowo (znowu kredyt) ponieważ jabłek, które brali ruscy nikt nie chce (priorytetem była trwałość).

    1. Dlaczego uważacie banki z idiotów ?
      Mając już udzielony kredyt i spłacającego ten kredyt rolnika bank miałby tego rolnika wyrzucić aby odzyskać tylko niewielką cześć kredytu ? Że istnieje ryzyko, że jak przestanie spłacać to na tym bank straci ? Ale to tylko ryzyko a jak wyrzucą rolnika to bank straci na pewno. Nie wspominając o negatywnej opinii takiego banku, która się rozniesie gdyby się to miało dziać na większą skalę.
      Oczywiście banki będą próbowały uzyskać od rolników dodatkowe zabezpieczenia kredytów ale jeżeli rolnik nie będzie nimi dysponował to bank nie zrobi sobie krzywdy i zostawi tego spłacającego rolnika w spokoju.
      Dokładnie tak samo działo się z kredytami frankowymi – często wartość kredytu przewyższa wartość nieruchomości i banki próbowały uzyskać od klientów dodatkowe zabezpieczenia ale nie słyszałem aby z powodu ich braku wypowiedziano komuś kredyt.

      1. Przerwanie istniejącej umowy kradytowej mimo że dłużnik się z niej wywiązuje byłoby istotnie posunięciem skrajnym. Pozyczka taka jest cennym aktywem dla banku. Aktualnie słyszy się o czymś takim głównie w Polsce… 😀

        Tym niemniej trudno się spierać że w zaproponowanej wersji ustawa obróci się przeciwko tym interesom które miała wspierać. Ceny gruntu ustalane są „on the margin” – „ostatnią transakcją”. W warunkach anihilacji wolnego rynku przez PiS ceny gruntu muszą spaść przez co wartość bankowego zabezpieczenia także spadnie, ergo otrzymanie nowego kredytu stanie się trudniejsze. Dwa, musiałbym dopiero zobaczyć bank mówiący 100 ha chłopu chcącemu dokupić drugie 100 ha: panie, zastaw pan 2 traktory więcej bo ziemia tanieje a czort wie co PiS jeszcze wymyśli. Jest bardziej prawdopodobne IMO że jak banki poczują niepewność i manipulacje PiSu to nie przyjmą po prostu zastawu ziemi pod nowe pożyczki. Trzy, o ile odczytuję dobrze intencje PiSu chodzi głównie o skaptowanie dostępem do dopłat małorolnego proletariatu, nie poważnych gospodarzy już ciągnących z dopłat niemałe dochody. Ale proletariat jest szczególnie czuły na kredyt – chłop na 3 ha bez dopłat nie jest kandydatem do dokupienia czegokolwiek za gotówkę…

      2. Dlaczego uważacie banki z idiotów ?
        Wręcz przeciwnie.
        Jeżeli masz mieszkanie na kredyt do de facto właścicielem mieszkania jest bank. Jeżeli rolnik ma zastawioną ziemię do de facto właścicielem tej ziemi jest bank a jeśli ja dobrze rozumiem to ta ustawa wyklucza możliwość żeby bank był właścicielem ziemi. Bank będzie musiał więc poprosić o inny zastaw lub zwrot kasy.

        1. właścicielem mieszkania jest bank —- technicznie bank ma claim (tytuł egzekucyjny?) na mieszkanie w pewnych okolicznościach. Właściciel formalnie odnotowany jest w księgach wieczystych i płaci podatki, czego bank nie robi, chociaż obciążenie nieruchomości które posiada jest tam odnotowane.

          1. Czy bank może mieć tytuł egzekucyjny na ziemię, w której posiadanie nie może wejść?

          2. Pewnie nie ale przy minimalnej kreatywności na wszystko jest rada. Przede wszystkim mówimy tu o eliminacji wolnego rynku na którym zostaje praktycznie jeden duży „gracz” czyli państwo poprzez ANR. Jaki problem uspokoić banki gwarancją odkupu ziemi przez ANR na przykład?

          3. Co może zagwarantować ANR przy braku forsy?
            Każdego dnia w Polsce plajtują jacyś rolnicy jak się banki połapią, że ich zastaw to fikcja ruszy lawina.
            Ciekawe czy ktokolwiek w rządzie widzi jaki może wyjść z tego bigos. Dobrze, że chociaż ośrodki dla uchodźców są przygotowane to tych rolników będą mieli gdzie upakować (pisze to bez sarkazmu).

  2. Jakiś czas temu zostałem z tego bloga wyproszony w dosyć wyszukany zresztą sposób ale ponieważ sprawa jest ultra ważna więc chowam swoje podrażnione ego do kieszeni))).
    Ustawa, o której tu debatujecie właściwie zgładzi polskie rolnictwo. To, że kretyni, którzy ją wprowadzają tego nie widzą nie jest dla mnie zaskoczeniem ale, że nikt tutaj nie kuma co się naprawdę wydarzy trochę mnie dziwi.
    Szanowni Państwo prawie każdy poważny rolnik w tym kraju ma kredyt. Zastawem tych kredytów jest ziemia i to co na niej ewentualnie wybudowane. Co zrobią banki pierwszego dnia obowiązywania w/w ustawy? Ano wypowiedzą te kredyty ponieważ zastaw nie dość, że stracił lwią część swojej wartości to właściwie dla banków będzie wart ZERO bo nie będą mogły wejść w jego posiadanie. Komornicy opchną ziemię za grosze, dług w banku zostanie a chłopi na wiosnę będą wisieć na drzewach zamiast liści.

    1. że nikt tutaj nie kuma co się naprawdę wydarzy trochę mnie dziwi …[…]… każdy poważny rolnik w tym kraju ma kredyt.

      Zgadza sie ale czy dla autora drogi czytelnik nie zrobiłby małego wyjątku? 😉
      Nie jest wprawdzie w dobrym stylu cytowanie samego siebie ale skoro zarzut padł o „nie kumanie” to muszę… cyt: „… obłęd „korzystnych” niższych cen dzięki eliminacji wolnego rynku obróci się przede wszystkim przeciwko samym rolnikom, zwłaszcza poważnym gospodarzom zainteresowanym w ekspansji swoich gospodarstw […] banki zakwestionują dużo tańszy i objęty ograniczeniami obrotu grunt jako zabezpieczenie kredytu„.

  3. Widzę, że autor odniósł się do mojej prośby więc wypada szczerze podziękować co niniejszym czynię i czekam na więcej.
    Ech, do napisania mam tyle, że powstałby chyba osobny artykuł.
    Rzeczywiście projekt PIS jest do wyrzucenia. Zasadniczym problemem na dziś jest to, że Polska jest członkiem Unii Europejskiej, więc hasło „polska ziemia dla Polaków” napotyka istotne trudności w dopasowaniu tejże ustawy do przepisów unijnych.

    Na wstępie należałoby rozważyć po co Polsce jakakolwiek polityka kształtowania ustroju rolnego? Czy nie powinien tego kształtować wolny rynek? według mnie w odniesieniu do gruntów rolnych niezbudowanych o określonej dużej powierzchni, muszą być wprowadzone ograniczenia obrotu. I ta powierzchnia nie może być większa niż 3-5 ha aby uniknąć próby obejścia przepisu przez szatkowanie ziemi na kawałki. Rozsądnym jest pomysł wyłączenia spod ustawy i dopuszczenia wolnego obrotu gruntami rolnymi zabudowanymi o powierzchni do kilku hektarów – bo też i jaki wpływ na ustrój rolny kraju może stanowić obrót tymi niewielkim nieruchomościami? Prawo do swojego domu na wsi z niewielkim kawałkiem ziemi powinien mieć każdy, kto tego zapragnie, bez względu na to czy podpada pod definicję rolnika indywidualnego.

    Natomiast ochrona ziemi rolnej (gruntów ornych, łąk, pastwisk, sadów itp) przed wykupem przez zagraniczny kapitał jest koniecznością.

    Wieloletnie dzierżawy gruntów z zasobu ANR. Pomysł dobry, bo daje gwarancję stałych dochodów do budżetu państwa i poczucie stabilności rolnikom. Zresztą rynek pozytywnie zweryfikował tą formę prawną i rolnicy masowo korzystają z dzierżaw.

    Pierwokup. Częściowo już reguluje to wolny rynek gdyż spory odsetek transakcji zawierany jest między rolnikami sąsiadami. Małe grunty nie budzą pożądania zachodniego kapitału, z drugiej strony niezbędne jest zwiększanie areału przez poszczególnych rolników, aby osiągnąć konkurencyjność na rynku europejskim i globalnym.

    Jednak zasadnicze problemy polskiego rolnictwa leżą gdzie indziej. Chodzi o to, że polscy rolnicy a ściślej polski kapitał powinien kontrolować nie tylko produkcję ale też przetwórstwo i handel żywnością, bo tam są prawdziwe pieniądze. Ekologicznej żywności. Polska jest krajem rolniczym i powinna być potęgą na rynku żywnościowym w skali przynajmniej Europy.

    Kolejną sprawą jest program melioracji i małej retencji. Kompletnie zaniedbany i zignorowany przez poprzednie rządy,mający zasadniczy wpływ na plony a jego skala jest rzędu programu budowy autostrad. Ogromny rynek do nadgonienia zaniedbań i zassania funduszy unijnych.

    Innym priorytetem powinny być przepisy OZE – umożliwiające rolnikom produkcję energii i dające dodatkowe dochody z produkcji ciepła i energii elektrycznej – szczególnie biogazownie, farmy wiatrowe, geotermia. Potężne pole do popisu w temacie innowacyjności. Polskie kopalnie niektóre zakładane jeszcze pod zaborami wyczerpują swoje zasoby węgla opłacalnego do wykopania, więc górnictwo chyli się ku upadkowi, mimo pompowania tam gigantycznych pieniędzy.

    1. Dostrzegam pewne zbliżenie stanowisk… 😉

      Wolny rynek w kawałkach do 5 ha to wprawdzie za mało, ale już lepiej niż 1 ha, do tego z zakazem podziału…
      Wolny obrót „gruntem rolnym zabudowanym” uważam za bezsensowną lingwistyczną ekwilibrystykę. Grunt to grunt, kropka. Kto chce niech sobie zabudowuje, ale najpierw musi posiąść grunt niezabudowany który do pewnej granicy powinien być w wolnym obrocie. Wolny rynek ma tu podstawowe znaczenie także dlatego że ceny ziemi ustalane są „on the margin” i nikt, a w szczególności rolnicy zainteresowani w finansowaniu ekspansji swoich gospodarstw, nie ma interesu w zaniżaniu cen do czego eliminacja wolnego obrotu doprowadzi.

      Wieloletnie dzierżawy gruntów z zasobu ANR. Pomysł dobry, bo daje gwarancję stałych dochodów do budżetu —- pomysł stary jak świat i stosowany od bez mała wczesnego Mazowieckiego. Co innego ANR miała robić jeżeli nie ma chętnych kupno? Razi mnie jednak ta socjalistyczna troska o dochody do budżetu. Dochody budżetu są przecież dochodami zabranymi ludziom. Państwo jest „silne” tylko słabością swoich obywateli. Dochód państwa powinien być jak najniższy aby dochód jego obywateli mógł być jak najwyższy. Nie odwrotnie.

      kontrolować nie tylko produkcję ale też przetwórstwo i handel żywnością, bo tam są prawdziwe pieniądze. Ekologicznej żywności. Polska jest krajem rolniczym i powinna być potęgą na rynku żywnościowym w skali przynajmniej Europy. — Tu pełna zgoda. I tu jest rzeczywista money.

      Innym priorytetem powinny być przepisy OZE … [farmy wiatrowe] — No, no! Szpecić „obronioną” z takim trudem ziemię polską pozyskanym z niemieckiego demobilu szrotem po to aby paru sprytnych zakosiło dopłaty? I po 25 latach sprzątać ten szrot z pól? I to akurat wtedy kiedy myślące kraje wiatraki wyrzucają właśnie daleko w morze, z dala od lądu i od siedzib ludzkich? Tu na całe szczęście PiS jest na wysokości zadania ze swoją najnowszą ustawą, autentycznie broniącą ziemi polskiej… Biogazownie natomiast mogą być OK – jeżeli się przynajmniej nie złapią za nie socjaliści i nie obarczą reszty dopłacaniem i do tego biznesu… 😉

      1. „kontrolować nie tylko produkcję ale też przetwórstwo i handel żywnością, bo tam są prawdziwe pieniądze. Ekologicznej żywności. Polska jest krajem rolniczym i powinna być potęgą na rynku żywnościowym w skali przynajmniej Europy. — Tu pełna zgoda. I tu jest rzeczywista money.”

        Kontrolować, sterować, dofinansować, wspierać, rozwijać, modernizować aż będzie ledwie dychało jak służba zdrowia, oświata, koleje, kopalnie i.t.d.
        Zostawcie ich w spokoju a „kułacy” i „burżuje” już się dobiorą do tych money i uczynią ten kraj potęgą gospodarczą.

        1. Słuszna racja!!! Zgoda miała być głównie na to że „tam są prawdziwe pieniądze”, w odróżnieniu od prostego sprzedawania żyta na kwintale… 😉 God forbid aby państwo kontrolować miało produkcję marmolady, to już przerabialiśmy.

          Sądzę jednak że drogiemu czytelnikowi też nie tyle chodziło o powrót państwowej marmolady ale o wyższość marmolady polskiej nad marmoladą niemiecką. Mam rację, {AD}? 😉  

          1. Tak też to odebrałem.
            Ale problem polega na tym, że albo stwierdzenie o wyższości marmolady polskiej nad niemiecką jest takim sobie gadaniem przy piwku o wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia, albo poważną deklaracją, za którą idzie działanie.
            W tym drugim przypadku dochodzimy do punktu opisanego w poprzednim moim komentarzu: Kontrolować, sterować, …
            Być może bardziej się opłaca kupować marmoladę z Niemiec a środki inwestować w soki z jabłek.
            Nie nam i nie państwu o tym decydować – niech inwestorzy, producenci sami wybiorą co się opłaca.
            Mi już się jajka kurczą od tych recept: „musimy mieć przemysł ciężki”, „należy zwiększyć innowacyjność gospodarki”, „należy zbilansować eksport i import”, ….
            A w swoim 50 letnim życiu jeszcze nie widziałem udanej interwencji państwa w cokolwiek.

          2. „grunt rolny zabudowany” – to definicja z ewidencji gruntów

            „Dochody budżetu są przecież dochodami zabranymi ludziom” – umowy dzierżawy zawierane są dobrowolnie przez obie strony. Nikt nikomu nic nie zabiera.

            „aby państwo kontrolować miało produkcję marmolady” – napisałem, że „polscy rolnicy a ściślej polski kapitał powinien kontrolować” nie żadne państwo. Państwo powinno wspierać w sensie otoczenia prawnego, ułatwienia finansowania, braku opresyjności za strony aparatu skarbowego i tyle. Jeżeli są pieniądze do wzięcia, wolny rynek bardzo szybko się po te pieniądze schyli. Polska jest na tyle dużym rynkiem, że mogą tu wyrosnąć i okrzepnąć firmy, które dalej pójdą w świat i dadzą radę. A wtedy konsumenci błyskawicznie docenią polską marmoladę. Dobry przykład to Mlekowita.

            „Szpecić „obronioną” z takim trudem ziemię polską pozyskanym z niemieckiego demobilu szrotem po to aby paru sprytnych zakosiło dopłaty”

            napisałem o OZE w kontekście innowacyjności, bo też uważam ściąganie niemieckiego szrotu za durne, ale jak dochrapiemy się własnych ośrodków badawczych, technologii itp, efekty będą znakomite. Są w Polsce talenty z tej dziedziny (patenty na wiatraki o pionowej osi obrotu, ciekawy pomysł to wiatraki jako źródła bezpośrednio energii mechanicznej nie elektrycznej). Oczywiście wiatraki dotyczą głównie Pomorza z racji najlepszych warunków wiatrowych, ale biogazownie czy geotermia to już pomysł dla innych regionów. Odpady i ścieki to gigantyczny rynek na ich przetwórstwo na energię, a mamy niezwykłe ostatnio opracowane szerzej nieznane technologie zamiany syfu w energię.

  4. Najlepszym pomysłem było by zostawienie ziemi i jej właścicieli w spokoju – tzn jak już reguły zostaną ustalone to niech będą przestrzegane, minimum przez 50 lat. Bo w aktualnej sytuacji kupowanie ziemi na długoletnie inwestycje jest ryzykowne – co jeśli za chwilę posiadanie ziemi będzie nielegalne albo tak opodatkowane żebyś czym prędzej sprzedał ją ANR – jedynemu kupcowi w mieście 😉

  5. wniosek(prywatna opinia):
    cały ten projekt „ochrony ziemi” jak i tzw. program 500+ to żerowanie na głupich ludziach …elektorat jest potrzebny żeby partia mogła trwac przy korycie tj. w urzędach i państwowych molochach ….elementarz

  6. #Przede wszystkim nie szkodzić – zgadzam się w 99%.
    „kontrola państwa nad mega transakcjami powyżej 1000 ha są zrozumiałe” – myślę, że 1000 ha to o wiele za dużo, ok. 100 byłoby dobrze.
    1000 ha to obszar olbrzymi do uprawy, praktycznie konieczna jest zatrudniona na stałe siła najemna, buchalteria, i stosowanie różnych wątpliwych przy produkcji żywności wynalazków.
    Nie, żeby większych gospodarstw nie było, tylko, że polityka państwa powinna iść w kierunku gospodarstw indywidualnych, gdyż te najlepiej wykorzystują ziemię pod każdym względem, są ekonomicznie najlepsze (przy większych rolnika musi wspierać cała armia innych firm i ludzi), a siła najemna najlepiej by była sezonowa.
    Moim zdaniem (może jestem zapóźniony technologicznie), optymalny w polskich warunkach obszar gospodarstwa w typowej „produkcji rolnej” to 30-50 ha, przy czym jest miejsce i dla gospodarstw 0,3 ha uprawiających np. maliny lub jagody deserowe i absorbujących właściciela na 1/4 „etatu” extra lub uzupełniających inne 3/4, jak i dla gospodarstw po kilka tysięcy ha.
    Ale już przy kilkudziesięciu tysiącach (sama wartość ziemi minimum 400 milionów) powiedziałbym STOP, chyba że kilka osób fizycznych gospodarujących razem.

    1. ok. 100 byłoby dobrze. —- Pomysł kupuję! Byleby nie Kaczynski decydował w Wwie ale lokalny samorząd, najdalej województwo.

    2. No żesz kurcze jaki to blog ?
      Wolnorynkowy czy wolnorynkowy do 100 milionów obrotu ?
      Dlaczego chcecie dyktować ile ziemi jest komuś opłacalne a ile nie ?
      I w czym lokalny kacyk – sorka samorząd – jest lepszy w ograniczaniu wolności rynkowej od centralnej władzy ?
      Jak jest nieefektywne to sam padnie a jak efektywne to się odczepcie.
      Chcecie jej bronić przed „Niemcem” to brońcie ale odpuśćcie sobie interewencjonistyczny bełkot.

      1. A co by się stało gdyby obrót ziemia był całkowicie wolny – to np USA, Niemcy by wykupywały setki hektarów pod składowanie odpadów radioaktywnych, czy innego syfu. Pewne ograniczenia na wolność muszą być – i powinny one dotyczyć tylko zagrożeń. Np. Wykup ziemi powyżej 1000 czy 100 ha przez obcokrajowca jest zagrożeniem dla państwa, wiec musi być kontrolowany, przeznaczenie gruntu musi być kontrolowane aby nie było zagrożenia dla miejscowej ludności przez składowanie odpadów. itp.
        Tylko w związku z możliwym zagrożeniem.
        Choć wiem że nawet takie zasady socjaliści spróbują złamać – moga powiedzieć że np. istnienie zbyt dużo ludzi powoduje zagrożenie że zabraknie tlenu dla wszystkich.

        filharmoniker

        1. A co by się stało gdyby obrót ziemia był całkowicie wolny – to np USA, Niemcy by wykupywały setki hektarów pod składowanie odpadów radioaktywnych, czy innego syfu.

          Czyżby?

          Raz – każdy rozsądny kraj ma swoje prawa którym egzekwowanie prawa własności gruntu podlega. To nie jest żadna wolna amerykanka jak Ci się wydaje, nawet gdyby właściciel gruntu chciał w syfie leżeć po szyję. Tylko bantustany bez reguły prawa, rządzone przez idiotów, zaakceptują radioaktywny syf na swoim terytorium.

          Dwa – po co USA, widząc kraj idiotów i chcąc podrzucić im radioaktywny syf, musiałoby cokolwiek tam kupować? Nie prościej znaleźć krajowego idiotę który to odbierze?

          Trzy -jeżeli kraj jest rzeczywiście krajem idiotów przyjmujacych syf to na jakiej podstawie spodziewać się czegokolwiek sensownego od państwowej kontroli na ziemią? Ta z jakichś powodów nie będzie lubiła syfu?

          1. @cynik9:” Nie prościej znaleźć krajowego idiotę który to odbierze?”
            Nie, nie prościej. Pamiętam przewały z budowaniem supermarketów i niepłaceniem wykonawcom.
            Pośrednikami przeważnie były spółki z o.o. (firmy krzaki) prowadzone przez obcokrajowców, którzy znikali po wykonaniu roboty. Myślisz, ze takiego łatwo potem znaleźć nie mówiąc o doprowadzeniu przed sąd (w jego kraju!).

            @:”Trzy -jeżeli kraj jest rzeczywiście krajem idiotów”
            Nie ma czegoś takiego. W każdej populacji (grupie społecznej, …) istnieją idioci.
            Cały kraj idiotów to chyba nie istnieje (albo bardzo krótko:).

          2. Cały kraj idiotów to chyba nie istnieje (albo bardzo krótko:). —- no, parę wyjątków to by się chyba znalazło…;-D

            A skoro już o idiocji mówimy to najważniejsza jest tutaj myśl przewodnia, którą jak zauważyłem wielu drogich czytelników ignoruje. Niezależnie bowiem od koncentracji idiotów nie sposób jest twierdzić że nie są oni równomiernie rozłożeni w społeczeństwie. A skoro tak to zaprzecza to widocznemu w wielu wypowiedziach przekonaniu jakoby lekarstwem na idiocję jednostek mogło by być bardziej w jakiś sposób inteligentne państwo tych samych jednostek. Ergo, jeśli zidiociałe jednostki chętne są sprowadzać sobie na głowę radioaktywny syf to światlejsze od nich państwo które w jakiś sposób je przed tym ochroni… 😀

            Otóż nic z tych rzeczy! Albo mamy demokrację z jej konsekwencjami albo nie. Innymi słowy – demokratyczny rząd wyłoniony ze społeczeństwa idiotów pozostanie z definicji rządem idiotów. Nie ma innego wyjścia… 🙁

  7. Ma wszystko wspólne z obłędną wiarą rządzącej partii w to że niższe ceny gruntu rolnego są w czyimkolwiek interesie. Nie są, poza może czasowym wyjątkiem lokalnych sitw małorolnych liczących na tańsze dotarcie do dopłat w czasie jaki pozostał im do zmiany rządu.

    Mysle, ze jednak moga byc. Bo jesli najpierw ma byc nacjonalizacja (za „rynkowym” odszkodowaniem, jak na „panstwo prawa” przystalo), zeby potem mogla nastapic powtorna prywatyzacja (tym razem juz we wlasciwe rece), to lepiej nacjonalizowac placac male odszkodowania, niz duze.

    1. Artykuł jedzie trochę po bandzie sugerując sytuację czarno – białą gdzie indziej – albo masz „prawa” albo nie. Tak nie jest. Z prawem (bezprawiem) geologicznym może ma rację ale prawdopodobnie we wszystkich krajach są rozmaite ograniczenia prawa własności które autor mylnie uwa za za rodzaj wolnej amerykanki.

  8. Do 100 arów ( 1ha)nie żadnych ograniczeń w transakcjach kupna sprzedaży. 99 arów wystarcza na dom, działkę rekreacyjną z domkiem letniskowym. Nie potrzeba żadnych uprawnień, zezwoleń czy meldunku w miejscowości lokalizacji
    nieruchomości rolnej czy działki budowlanej. Do 1ha jest absolutny wolny obrót ziemią.

    1. No a co jak ktoś nie ma zainteresowania w rekreacji ale chce się zająć hodowlą koni? To mu PiS ma dyktować ile koni mu wolno? Jak na 1 ha coś zbudujesz to masz praktycznie miejsce na 1 tylko konia. A co jak chcesz mieć 3? Czy może 10? Podanie do PiS-u?

  9. cynik znów „mniej socjalizmu” 🙂
    kapitalizm się skończy w pierwszej połowie XXI wieku i zrozumie to każdy kto obejrzy ten filmik
    http://www.youtube.com/watch?v=7Pq-S557XQU
    za 30 lat albo wracamy do komunizmu, albo ludzi się zutylizuje i zostaną tylko bogaci z technosfera ich otaczajacą

    1. za 30 lat albo wracamy do komunizmu, —- całe szczęście że mamy kogoś kto już teraz może nam opowiedzieć jaki to raj nas czeka… 😉

      1. samochody za kilka lat automatyczne
        pracownicy za kilkadziesiąt
        Ja rozumiem że Twój biznes wymaga słów kluczy, ale czas zmienic te słowa, czas przestać ludzi straszyć tym kryzysem finansowym, socjalizmem,jest realniejsze zagrożenie
        popatrz jak idzie po nas
        https://www.youtube.com/watch?v=rVlhMGQgDkY

        wiec powtórzę, albo powrót komuny, albo zostają najbogatsi i dziwki hodowane jak koniec dla nich, reszta to automaty wokół nich, tacy jak my do niczego nie będa potrzebni

        1. A tam, mam nadzieję że zawiadomisz nas jak przyjdą po Ciebie… 😉 Jeśli ma to być alternatywa komuny to całkiem sympatyczna. Wyciąg akumulator i po robocie. Z komuną to tak łatwo nigdy nie było…

        2. DARPA dobrze wydaje kasę wuja Sama, następna wojna światowa będzie prowadzona następną generacją tych zabawek. Jak przeskoczą problem zasilania, to będzie to trudny przeciwnik, wystarczy zasilić je wiązka mikrofalową z latającego drona albo czołgu na wzgórzu. Masowo produkowane, tanie drony.

          G.F.

  10. Całkowita racja (zgadzam się bezwarunkowo …), że ustanowienie granicy na 1ha jest śmieszne, nietrafione itd.
    Można się by tu było zastanowić z czego to wynika (ten 1ha). Z jakiego prawa (ustawy) decydenci skopiowali tę „zaszłość” (1ha figuruje jako „granica” w kilku miejscach w „Prawie rolnym”).

    Jednakże pisząc o powyższym miałem raczej na myśli problemy w „obrocie ziemią” wynikające z takiego matematycznego podejścia do tematu (10ha wydaje się być średnią ze średniej areałów w poszczególnych województwach). W Małopolsce większość gospodarstw średnich automatycznie wpadałaby w widełki (nawet kilka razem) ale w Zachodniopomorskim gdzie znacznie więcej niż w Małopolsce jest gospodarstw o powierzchni np. 10,5ha (nierzadko w jednym kawałku) automatycznie blokowałoby to przeprowadzenie „obrotu ziemią” takim gospodarstwom
    A przecież i w Małopolsce i w Zachodniopomorskim mówimy o średnim gospodarstwie 😉

    oczywiście jest to kwestia techniczna i w dalszym ciągu zgadam się z Tobą, że granica na 1ha jest delikatnie mówiąc nieprzemyślana i naciągana, a najprawdopodobnie z braku alternatywnego pomysłu, „zerżnięta” z jakiegoś starego przepisu.

    Co do dzierżawy to również się z Tobą zgadzam, z tym że próbowałem zasygnalizować, że problem „obrotu ziemią” jest trochę bardziej złożony i nie powinno się wrzucać do jednego wora wszystkiego z danego tematu (zresztą jak się to dzieje w wielu innych dziedzinach życia). Takie ometkowanie, przypięcie łatki rzekłbym.

    Natomiast dalej pozostaje tzw. kwestia „pełnej własności” czy w skrócie własności. Tak jak jest mylące pojęcie mieszkań własnościowych w Polsce, tak również pojęcie „posiadania na własność” ziemi w Polsce jest raczej wątpliwe w świetle Prawa w Polsce. Dopóki Państwo, czy osoby trzecie będą miały możliwość (prawo) obciążać „naszą własność – naszą ziemię” nazwijmy to „podatkami”, to nie możemy mówić o „pełnym prawie do posiadania tejże ziemi”.

    Potrafię sobie wyobrazić, iż w powyższych warunkach prawnych, np. Państwo dowala tak wysokie podatki, że pokornie zwracamy ziemię Państwu czy też zrzekamy się naszego „pełnego prawa posiadania” na rzecz wskazanej przez Państwo Osoby 🙂

    1. Państwo dowala tak wysokie podatki, że pokornie zwracamy ziemię Państwu —–

      Takie rzeczy bywały, m.in. we wzmiankowanym wcześniej Rzymie… Ale z każdym aktywem wiążą się pewne ryzyka. Jak reżim wariuje nic bezpieczne nie jest; czemu akurat musiałbyś zwracać ziemię a nie cokolwiek innego na co reżim położyć może rękę?

      1. Próbuję sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek w czasoprzestrzeni był system w którym istniała „pełna własność ziemi” dla „poddanych” … Bo dzisiejsze pojęcie jest mylące i staje się z roku na rok coraz bardziej mylące …

    2. Witam,
      A czy gdzieś na świecie (a może i w Europie) istnieje to „pełne prawo własności ziemi” tzn., że nie jesteśmy jako właściciel obciążani podatkami, regulacjami, ograniczeniami itd? Nawet w USA trzeba od ziemi płacić podatki jak podaje Cynik9 w 2 części.

  11. Skoro ja mieszczuch nie mogę kupić ziemi to rolnicy powinni mieć zakaz kupna nieruchomości miejskich.
    Spadną ceny i dzięki temu kolejna obietnica jedynej słusznej partii zostanie spełniona.

  12. Trzeba by się chyba było zastanowić co rozumiemy przez tzw. „obrót ziemią”. O jakich prawach do ziemi mówimy w takim przypadku. Czy o prawie „własności”, dzierżawy itp.

    Z punktu widzenia obywatela tym prawem (najlepszym prawem) jest „pełna własność”, choć niekoniecznie 😉
    Z punktu widzenia Państwa wydaje się tym być dzierżawa, co też aktualnie ANR stara się robić. Państwo poprzez Agencję może przecież w „nieskończoność” dzierżawić, mając z tego tytułu mniejsze niż przy sprzedaży ale stałe dochody itd.

    Mamy „głęboki historyczny” uraz do wszystkiego co nie jest „naszą własnością”, tylko np. Państwa, czyli jak się powszechnie uważa Nikogo.

    A propos średniego areału w Polsce, to zwykłe uśrednienie średnich areałów z poszczególnych rejonów Polski (patrz. województw) nie jest chyba do końca trafne, patrząc na ogromne zróżnicowanie tychże pomiędzy przykładowo, Zachodniopomorskim a Małopolskim …
    https://www.arimr.gov.pl/dla-beneficjenta/srednia-powierzchnia-gospodarstwa.html

    1. To jeszcze jeden argument za tym że granica 1 ha jest śmieszna.

      Natomiast z dzierżawą jest to temat poboczny. Jeśli państwo ma jakiś areał to niech go sobie dzierżawi, czemu nie. Ale jak Polak we własnym kraju chce kupić sobie 2 ha to powinien mieć do tego niezbywalne prawo, śmiesznie jest wyjeżdżać w tym przypadku z dzierżawą. Jak podałem w poprzedniej uwadze, mimo ponad stuletniej akcji rusyfikacyjnej do 1914 r. ponad połowa ziemi na Ukrainie była w ręku polskim. Dlaczego? Ponieważ ludzie mieli ją na własność.
      Niechby tak RPI wpadła na ten genialny pomysł aby ziemię swoim obywatelom „wydzierżawić”. Z momentem upadku państwa cała ziemia przechodzi w obce ręce automatycznie. To samo w zaborze pruskim. Drzymała przeszedł do historii nie dlatego że dzierżawił ziemię niemiecką na której postawił swój wóz ale dlatego że posiadał na własność ziemię polską… Oczywiście wszyscy wiemy że do tych czasów nie powrócimy, że Niemcy nam braćmi itd., ale po co ryzykować ignorując historię? W szczególności właśnie na tzw. Ziemiach Odzyskanych….

      1. Nie wiem dlaczego z taką łatwością godzicie się na dzierżawę „państwowej” ziemi.
        Przecież to patologia.
        Tak samo jak dzierżawa ziemi budowlanej.
        Dlaczego akurat ziemia ma być takim wyjątkiem od prawa własności ?
        To może niech wszystko będzie własnością państwa i my będziemy to od państwa dzierżawić i płacić za to: domy, samochody, telewizory ?
        Dzierżawa jest działalnością kapitałową i nie widzę powodu aby państwo miało się nią zajmować na niekorzyść swoich obywateli.
        Dopuszczam ją tylko w przypadku gdy z powodów historycznych państwo jest już właścicielem ziemi i nie ma chętnego na
        kupno a jest chętny na dzierżawę. Ale w momencie pojawienia się chętnego na kupno państwo powinno sprzedać ziemię (z ochroną dotychczasowego dzierżawcy przez okres wypowiedzenia dzierżawy i prawo pierwokupu).
        Zresztą dotyczy to każdej innej działalności kapitałowo-gospodarczej państwa.

        1. W odniesieniu do obywateli polskich zdolnych i chętnych do zakupu przymusowa dzierżawa jest oczywistą patologią. Ale potrafię sobie wyobrazić przypadki kiedy dzierżawa czy inna forma udostępniania bogactw naturalnych inna niż sprzedaż gruntu jest bardziej poręczna czy pożądana. Co gdy obca spółka chce eksploatować pokłady żwiru przez 15 lat?

      2. @Cyniku drogi.
        Przecież ta dzierżawa jest tylko po to, żeby ziemię sprzedać za lat kilka komu trzeba, a nie komu nie trzeba.
        To taki wytrych do wybrania nabywców ziemi.
        Przypomnę, że dzierżawa na 10 lat+ daje w KC możliwość pierwokupu bez „ustawy o ustroju rolnym”, a dzierżawy ANR zawierać ma na lat 5.
        W ten sposób dzierżawcy będą zakładnikami, bo ich prawo pierwokupu wisieć będzie tylko na skasowanej/projektowanej ustawie o ustroju rolnym.

        Niestety piekło jest dobrymi chęciami brukowane, a nawet święty przywódca partii rządzącej nie jest w stanie wszystkich niuansów ogarnąć i w konsekwencji wszystko zależy od urzędników.

  13. No dobrze, ale dlaczego ci dworkowi Polacy A.D. 1867 będący przecież na swoim – przegrywali majątki w karty, sprzedawali za grosze roztropnym Niemcom (za co szlachectwo dostał Tresckow? Otóż za wzorowe przejmowanie ziemi od „głupich polaczków”. Jeden Staszic i Olszewscy od gazów skroplonych postępu nie czynią. Skłodowska musiała wyjechać do Paryża, gdyż w naszym zaścianku co najwyżej by skończyła jako guwernantka na dworze. Feudalizm w naszym wydaniu był wstecznictwem…

    1. Może… Ale na każdy przykład można dać 10 kontr przykładów. Centrum przedrozbiorowej Polski leżało daleko na wschód, „Niemcy” byli problemem granicznym. Otóż mimo wielkich nacisków rusyfikacyjnych na terenach trzech gubernii rosyjskich obejmujących wschodnią cżęść RP do 1914 ponad połowa ziemi – po stu kilkunastu latach zaboru – pozostała w rękach polskich. Takie są fakty. Najbardziej przywiązanym do ziemi, najbardziej pro-polskim i jednocześnie najbardziej prześladowanym elementem była tam szlachta gołota.

      1. ….Gołota nie miała ziemi. Co najwyżej mogła by być szlachta zaściankowa.

        1. Nie ma błędu w tym! Gołota nie miała ziemi ale wisiała na tych którzy mieli i była chętnie przygarniana w ramach szlacheckiej solidarności. Częścią równania było również to że miała głosy. Na tych kawałkach ziemi które sponsor dał jej w użytkowanie prowadziła ubogie życie nie tak różne od chłopów, stanowiąc bastion polskości. W odróznieniu od chłopów miała też prawo do edukacji.

    2. Myśli Pan, że urzędnik z partyjnego (nie ważne jakiego) nadania, lepiej będzie ziemi pilnował, jak właściciel.
      Podobnie jak urzędnik bardziej będzie dbał o dzieci niż rodzice???

      Ograniczenie obrotu ziemią do obywateli polskich (da się ominąć unijne zakazy np. egzaminem ze znajomości języka polskiego – życzę powodzenia potencjalnym zagranicznym inwestorom) eliminuje przegrywanie ziemi poza polskie ręce.

Comments are closed.