Euro, wiara i nadzieja

Z euro musi być coś naprawdę nietęgo skoro jego zwolennicy uderzają już w tony wiary i nadziei. Naszym zdaniem na przykład taki Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową (IBNGR) musi  być już w fazie  przekształcania się Zakon Obrońców Św. Euro. Wynikałoby to z ostatniego żarliwego wyznania wiary przez  jego  przeora B.Wyżnikiewicza w Rzepie (Euro przeżywa trudny okres). Wiele rzeczy czytaliśmy już w tym dzienniku ale rzadko trafia się kawałek tak pozbawiony argumentu a za to z takim ładunkiem wiary czystej a żarliwej w to że euro nie pójdzie jednak w diabły mimo wszystko.

EUR/US$ 1999-2011.  żródło: prof.Werner Antweiler, Univ. of Washington

Diabłami czyhajacymi na euro są zdaniem pana B.Wyżnikiewicza USA i UK które spiskują przeciw ponieważ euro poważnie zagraża dolarowi jako uniwersalnej walucie światowej i funtowi jako ważnej walucie europejskiej z dużymi aspiracjami. Z tych też powodów wielu komentatorów z USA i UK wieszczy podobno upadek euro a z krajów tych  do światowej opinii publicznej docierają prawie wyłącznie takie informacje i opracowania o euro, które można krótko określić jako czarny PR.

My tam nawet bez żadnych badań nad gospodarką widzimy wystarczająco wielu komentatorów europejskich którzy także dochodzą powoli do anglosaskich konkluzji.  Przewaga zaś czarnego PR na temat euro z USA może natomiast wynikać w dużej części z tego że badania nad gospodarką rynkową nie są tam finansowane przez EU.  Sprzyja to jak wiadomo powstawaniu białego PR, czyli bezkrytycznego wychwalania poronionego pomysłu esperanto waluty w pierwszym rzędzie.

Dalej czytamy: Fakty są takie, że euro przez pierwsze osiem lat istnienia umacniało się znacząco wobec dolara. Z jednej strony oznaczało to mniejszą konkurencyjność krajów strefy euro, z drugiej zaś USA powoli zaczynały tracić pozycję lidera światowej gospodarki.  Otóż nie wiemy jak IBNGR  bada gospodarkę rynkową ale podejrzewamy że bada  ją niezbyt dokładnie. Fakty są bowiem inne niż wybadane. Po początkowym spurcie do $1.2 euro przez pierwsze trzy lata po debiucie na pocz. 1999 zasadniczo spadało względem dolara a nie rosło. Niejednokrotnie spadało przy tym nawet w okolice $0.85 wywołując zrozumiałą konsternację w szeregach eurokratów i wstyd samego ECB. W końcu spadek nowo wprowadzonej waluty z hukiem o 30% w ciągu dwóch lat (1999-2000) nie jest niczym chwalebnym.

źródło: strategializbońska.pl

Wzmianka o tym psułaby jednak tezę o traceniu pozycji lidera światowej gospodarki przez USA. Autor pomija więc to  bądź po prostu nie chce mu się  sprawdzić – wg niego euro przez osiem pierwszych lat istnienia nic tylko rosło. Niech będzie. Faktem jest jednak że jeżeli w ciągu trzech pierwszych lat istnienia euro USA zaczęły coś tracić to nie pozycję lidera ale raczej cierpliwość z EU aby ta powstrzymała w końcu spadek swojej waluty. Owszem, pozycję lidera “światowej gospodarki” USA mogą stracić i pewnie ją stracą ale raczej na rzecz Chin. Implikowanie że mogłyby ją stracić na rzecz Europy jest tyle warte co Strategia Lizbońska tej ostatniej, działająca mniej więcej tak skutecznie jak link do Polskiego Forum Strategii Lizbońskiej obok….   😉

Dowiadujemy się następnie że zły kryzys lat 2008/2009 przyszedł i bezlitośnie ujawnił … słabą stronę euro, którą okazało się nadmierne zadłużenie sektora publicznego kilku krajów. Doprowadziło ono do kłopotów z wypłacalnością, a sytuację ratuje solidarnościowa pomoc finansowa z Europejskiego Banku Centralnego i innych krajów.  Kryzys, owszem, przyszedł i niewątpliwie coś ujawnił. Zawsze się nam jednak wydawało że ujawnił przede wszystkim bezsens jednej wspólnej waluty dla kilkunastu różnych krajów, każdy o innych uwarunkowaniach, innych systemach podatkowych i socjalnych, i każdy w innym miejscu cyklu ekonomicznego. W sytuacji takiej wspólna waluta i ta sama polityka monetarna dla wszystkich na zasadzie one-size-fits-all prędzej czy później musiała prowadzić do problemów. Teraz owszem, nadmierne zadłużenie sektora publicznego “kilku krajów” powoduje że polityczny koncept esperanto waluty rozłazi się w szwach. Jest to nie tyle problem euro jako waluty ile problem poronionego politycznego pomysłu euro socjalistów wspólnej waluty dla wielu państw w pierwszym rzędzie. Cóż waluta euro jest winna temu że Grecy urządzili sobie party stulecia a rachunek przysłali Niemcom?

Zagrożeniem dla euro jest kwestia zdolności całej strefy do ponoszenia kosztów ratowania państw zagrożonych niewypłacalnością. Kraje o zdrowych finansach publicznych mogą się nie zgadzać na ponoszenie finansowych konsekwencji niefrasobliwości polityków w państwach zagrożonych kryzysem finansowym.   Owszem, esperanto waluta jako projekt polityczny jest zagrożona i całkiem słusznie. Im bardziej jest zagrożona tym wcześniej ma szansę zostać porzucona i zaorana. Z tym że kraje o zdrowych finansach publicznych – ex Niemcy – mogą sobie obecnie co najwyżej kiwać palcem w bucie a nie zgadzać się na coś czy nie zgadzać. Nie po to przecież tworzono imperium aby prowincje miały coś do gadania. Rzecz zależy teraz tylko od Niemiec.  Podejrzewamy  że wcześniej czy później nawet i dla nich cena utrzymywania imperium okaża się zbyt wysoka. Bez pardonu wyciągną wtedy wtyczkę z gniazdka euro.

Stan strefy euro znów skłania wielu do wieszczenia jej rychłego końca. Jest to jednak czarnowidztwo bez pokrycia. Zarówno wola polityczna przywódców krajów Unii, jak i siła gospodarcza krajów Europy doprowadzą do pokonania trudności, które stoją przed euro.
Czarnowidztwo bez pokrycia? Chyba niezupełnie.  Przecież pan B.Wyżnikiewicz sam pisze wcześniej o “ratowaniu sytuacji”. Skoro sytuacja wymaga “ratowana” awaryjnymi zrzutkami państw członkowskich na utrzymywanie ekonomicznego trupa pod polityczną kroplówką to obawy o zdrowie pacjenta wydają się mieć pokrycie całkiem solidne. Przewidywanie czym skończy się dla pacjenta długi pobyt na oddziale intensywnej terapii też nie jest żadnym czarnowidztwem ale jedynie wyciąganiem wniosków.

Jeżeli byłoby to czarnowidztwo bez pokrycia to czy wishful thinking pana B.Wyżnikiewicza nie jest czasem  jasnowidztwem z pokryciem w wierze równie żarliwej co pustej że jakoś to będzie?  Czemu ma jakoś być niezupełnie wiadomo, poza jednym – niezłomną wolą przywódców. Ale poleganie na “niezłomnej woli przywódców” jest niebezpieczne. Przerabialiśmy to już przecież wielokrotnie. Kiepski to omen dla euro skoro jest z nim już tak źle jak z warszawskim pochodem pierwszomajowym za komunistów – przywódcy z niezłomną wolą na trybunie a w pochodzie Ochota już przeszła, idzie Wola. Podejrzewamy że koniec pochodu ku euro będzie również podobny – muzyka przestanie grać a po podpisaniu listy obecności każdy wywieje do domu na własny rachunek.

Doświadczenia najnowszej historii gospodarczej świata jednoznacznie pokazują, że czarne scenariusze się nie sprawdzają – twierdzi na koniec pan B.Wyżnikiewicz. Czy nie sprawdzają się…  Zależy to chyba od tego kto bada gospodarkę rynkową oraz jaką terminologię przyjmie. Autor zdaje się sugerować że kryzys 2008-2009, porównywalny tylko z wielką depresją lat 30-tych, nie jest w jakiś sposób scenariuszem “czarnym”, czyli najgorszym. No bo trudno przecież twierdzić że się nie zdarzył albo że się “nie sprawdził”.

Nie wiemy,  może kryzys pomieszany z ptasią grypą byłby jeszcze czarniejszy.  Ale w naszym prywatnym leksykonie trudno znaleźć scenariusz bardziej czarny niż taki właśnie systemowy krach, czasowo zaleczony gigantycznym rabunkiem populacji przez rządy i ratowaniem tym banków. Co może być bardziej czarne niż to? Czemu całkiem prawdopodobna kolejna faza tego kryzysu, która zabrać może euro wraz z sobą,  miałaby się nie sprawdzić albo być mniej “czarna”?  Sama wiara aby myśl tę odpędzić to chyba trochę za mało, niezależnie od skali szarości.

©2007-2011 www.twonuggets.com wszelkie prawa zastrzeżone

21 Replies to “Euro, wiara i nadzieja”

  1. @cynik9

    Miało być: wszyscy "inwestorzy" – a eksport Niemiecki to nie tylko PIGS. To Azja i USA. Tzn. oni się nie zmartwią, po prostu lokalna konkurencja będzie miała łatwiej.

    Na mój gust, Niemcom na chwilę obecną została przynajmniej "Opcja Samsona" (jak określano strategię obrony Izraela bodaj za pomocą taktycznych ładunków jądrowych użytych na własnym terytorium) – jeżeli zechcą rozwalić tę świątynię, sami skończą pod jej gruzami. Tyle że Niemcy może będą w stanie się wygrzebać. Może.

  2. @Antey: Wprowadzi się nową własną walutę ? Tamci ją też zaadoptują. Oddolnie.

    Oddolnie to sobie mogą adoptować… do wysokości pensji w drachmach przeliczonych po wysokim kursie na euro.

    Ze starego EUR do nowego uciekną wszyscy

    Nie bardzo wiem co to ma znaczyć… Jak tak prosto jest uciekać to nie lepiej uciec od długów w starym euro? To od razu rozwiąże problem… 😉

    A jeżeli chodzi o ucieczkę indywidualną w sensie oszczędzania w nowym euro to jw – powodzenia w przeliczaniu pensji w drachmach czy pesetach na wkład w nowym euro.

    DM to samobójstwo dla Niemiec… i tak się udławi niemiecki eksport.

    Eksport dokąd? Nie widzisz tego że bailouty i euro którego PIIGS nie kontrolują dławi je. Grecja za niedługo będzie płaciła 1/10 GDP w samych odsetkach. To nie jest stuff nawet na poważną recesję ale na permanentną depresję i rewolucję typu Egiptu. Podobnie w reszcie PIIGS. Nie łudź się że kraje w takim stanie będą nakręcać eksporty niemieckie.

    Nie wiem czy będzie w końcu kilka walut czy kilka stref czy jeszcze coś innego. Jednak jedna strefa euro w dotychczasowym kształcie z jedną walutą i z PIIGS w środku jest moim zdaniem definitywnie kaputt. Niemieckie ruchy wyglądają głównie na kupowanie czasu dla własnych banków.

  3. @cynik9

    A chciałbym zobaczyć, jak technicznie zabroni się krajom spoza wspólnoty stosowania euro. USD jest też stosowany w wielu krajach. Wprowadzi się nową własną walutę ? Tamci ją też zaadoptują. Oddolnie.

    Wreszcie, DM to samobójstwo dla Niemiec, chyba że im nagle rynek wew. skoczy o 40% w górę. Ze starego EUR do nowego uciekną wszyscy, wzmacniając tę walutę i szybko i wysoko, i tak się udławi niemiecki eksport.

  4. @Antey: "Euro is here to stay", niezależnie od tego czym to się skończy dla Unii. Nawet jak UE w obecnym kształcie pójdzie pod wodę

    Dodaj jeszcze do tego że takie euro "to stay" będzie nazywało się deutsche mark… 😉

    W istocie to czy takie "euro" będzie nazywało się wciąż euro czy deutsche mark lub jeszcze inaczej ma poślednie znaczenie. Chodzi przede wszystkim właśnie o to że UE w obecnym kształcie pójdzie pod wodę. Jak się bliżej przyjrzeć strefa euro nie ma po prostu szans na przetrwanie z PIIGS w środku. Myślę że gros kalkulacji obecnie toczy się nie wokół ratowania kogokolwiek ale raczej wokół tego jak politycznie ubrać kontrakcję "strefy euro" praktycznie do Niemiec i paru satelitów po bokach…

  5. @Anonimowy

    Taka waluta, jakie czasy. Dziękując za życzenia, obstaję przy swoim – "Euro is here to stay", niezależnie od tego czym to się skończy dla Unii. Nawet jak UE w obecnym kształcie pójdzie pod wodę albo w drzazgi, biznes w swoim własnym interesie Euro utrzyma.
    I powiem więcej – cokolwiek by się nie działo, Polska Euro PRZYJMIE, niezależnie od sensu i kosztów (w większości – poniesionych) takiej operacji.

  6. @Antey

    Psuta niemiłosiernie waluta cesarstwa Rzymskiego (zachodniego) była w użyciu wiele lat po jego upadku – po prostu spełniała istotne kryteria pieniądza.

    Rzymska waluta była z metalu i jakąś wartość ma do dzisiaj nie tylko dla historyków i kolekcjonerów. Życzę wykopania garnca rzymskich monet – najlepiej złotych.

    A z czego jest waluta euro, z długów?

  7. Na marginesie: dalej trzymam się wersji, że EURO w takiej czy innej formie to jedyne, co POZOSTANIE po eksperymencie integracyjnym w obecnej postaci.

    Psuta niemiłosiernie waluta cesarstwa Rzymskiego (zachodniego) była w użyciu wiele lat po jego upadku – po prostu spełniała istotne kryteria pieniądza. Była akceptowana i powszechna.

  8. Rzecz nabrała takiego rozmiaru politycznego że wielu może obawiać się czy rozpad euro nie byłby zarzewiem rozpadu EU.
    No właśnie dlaczego UE miałoby się rozpaść z powodu EURO?

  9. @cynik9

    Gdyby zamiast drukowanego z powietrza euro kraje rozliczały się złotem to Grekom w pewnym momencie złoto by się skończyło i nikt by im więcej nie pożyczył złamanego centa.

    Ja tam bym im pożyczył. Jak nie za złoto to za srebro czy choćby za sok pomarańczowy. Byle nie za papier euro albo inne obligacje.

  10. @Astrobiznes: to w czym lepsze jest złoto jako jedna wspólna waluta

    Złoto jest przede wszystkim jednostką wartości, nie będącą jednocześnie niczyim zobowiązaniem i niemozliwą do powielenia po koszcie zero jak euro czy dolar.

    Gdyby zamiast drukowanego z powietrza euro kraje rozliczały się złotem to Grekom w pewnym momencie złoto by się skończyło i nikt by im więcej nie pożyczył złamanego centa. Złoto zadziałałoby jako automatyczny bezpiecznik wymuszając sanity i zmuszając Greków do zaciśnięcia pasa i zlikwidowania socjału.
    ————————-

    @Sventevith: Poza tym w obliczu klęski wyborczej CDU, Merkel też chyba zmięknie.

    W zasadzie to można zrozumieć desperację zwolenników euro chwytających się teraz wiary że jednak wszystko się nie wywróci. Na tej fatamorganie jedzie wiele z prestiżu państw i polityków, i nie ma co spodziewać się racjonalnej reakcji którą byłoby odpisanie rzeczy na straty i zatamowanie strat. Rzecz nabrała takiego rozmiaru politycznego że wielu może obawiać się czy rozpad euro nie byłby zarzewiem rozpadu EU.

    Podejrzewam więc że rzecz najrozsądniejsza nie zostanie zrobiona. Ponieważ jednak kontynuacja obecnego modelu na mój gust finansowo stanie się niewykonalna prawdopodobnie Niemcy wyczarują ze strefy euro coś w rodzaju podstrefy silnego "euro-bis", zostawiając resztę ze "starym" euro w długotrwałym czyśćcu waluty tracącej powoli wartość tak aby niemożliwe do spłacenia długi uczynić łatwiejszymi do poradzenia sobie. Nie zdziwię się jak okrzyczane to będzie jako "przetrwanie euro"… 😉

  11. @ Sz.Pan Bogdan Wyżnikiewicz:
    O wilku mowa a wilk tu… 😉 Witam serdecznie i bardzo dziękuję za wstąpienie tutaj. Jednocześnie przepraszam za mylne jak się okazuje przyjęcie że IBnGR presentuje takie same opinie jakie wyrażono w artykule. Sądzę że daje to podstawy do pewnej nadziei.

    Koszty bailoutu projektu euro idą w biliony – jak by tego nie liczyć – a licznik ciągle się kręci. Czyni to wysuwane wcześniej przez zwolenników euro korzyści błędem zaokrąglenia. Myślę że trudno tego politycznie motywowanego projektu nie nazwać fiaskiem a jego wymuszonej kontynuacji połączonej z brnięciem w coraz wyższe koszty bezsensem. Przyznanie się do porażki i obcięcie strat jest na miejscu!

    Rozumiem że się w tym punkcie różnimy. Jeżeli jednak uważa Pan że "bezsens" euro jest "wbrew faktom" to sądzę że artykuł w Rzepie znacznie by zyskał gdyby te fakty w nim wymienić, zamiast jedynie wyznań wiary.

  12. @Astrobiznes

    to w czym lepsze jest złoto (…)

    Wydrukuj nam trochę złota.

  13. Więc to kwestia czasu, nie widzę raczej aby kraje południowe dały sobie narzucić oszczędności jakie proponuje Merkel (wystarczy zobaczyć co się znowu dzieje w Grecji do tego dojdzie inflacja.
    Szczerze mówiac to pisze magterke na temat tego systemu.

    Czytałem całe rozporządzenia i warunki jakie dostało Grecja. Do Grecji niedługo zasiądę.

    Musze wam powiedzieć, że te oszczędności to kpina. Co pawda jest tam kilka dobrych rzeczy, ale poważniejszych oszczędności nie zauważyłem. Administracja nie zredukowana, robota papierkowa też. Pensje w administracji obniżone o wysokość premii!!!

    A zatrudnienie obniżone tylko o tych co odchodzą. Za ich miejsce można wziąć tylko 25% owych ludzi. Porażka.

    I to się nazywa wielkim oszczędzaniem. TO żart.

  14. Jeśli

    "Euro to bezsens jednej wspólnej waluty dla kilkunastu różnych krajów, każdy o innych uwarunkowaniach, innych systemach podatkowych i socjalnych, i każdy w innym miejscu cyklu ekonomicznego. "

    to w czym lepsze jest złoto jako

    "jedna wspólna waluta dla kilkunastu różnych krajów, każdy o innych uwarunkowaniach, innych systemach podatkowych i socjalnych, i każdy w innym miejscu cyklu ekonomicznego." ?

  15. Dziękuję za reakcję na mój felieton. Z żalem stwierdzam, że myli Pan pewne rzeczy. Felieton wyraża moje prywatne opinie, a nie opinie IBnGR. Powstaenie euro trzeba liczyć od 2002 roku. Co do bezsensu wspólnej waluty to dopiero jest pokaz wiary wbrew faktom.
    Bohda Wyżnikiewicz

  16. @Cynik9

    > Dyskutujemy euro i stronę
    > finansową.

    A da sie to robic w oderwaniu od otaczajacej nas rzeczywistosci?

    > Czy mamy na Bliskim Wschodzie
    > taką 'kontrolę' że jej utrata
    > warta byłaby kryzysu finansowego?

    Jakby sie zaczelo na powaznie kotlowac np. w Turcji, to mysle ze tak.

  17. "Kraje o zdrowych finansach publicznych mogą się nie zgadzać na ponoszenie finansowych konsekwencji niefrasobliwości polityków w państwach zagrożonych kryzysem finansowym."

    hmm…
    a kraje o niezdrowych finansach mogą się niezgadzać?

    "Podejrzewamy że koniec pochodu ku euro będzie również podobny – muzyka przestanie grać a po podpisaniu listy obecności każdy wywieje do domu na własny rachunek."

    albo rabunek 😉

  18. @Łoś: Dyskutujemy euro i stronę finansową. Czy mamy na Bliskim Wschodzie taką 'kontrolę' że jej utrata warta byłaby kryzysu finansowego? Niestabilność 'rozlewająca się' jest jeszcze jednym argumentem za zdrowiem finansowym dotkniętych nią krajów…

  19. Do mediów mainstremowych dociera już powoli to o czym mówisz od dłuższego czasu o podziale na 2 strefy euro. Już sama Merkel mówi o tym, proponując albo oszczędności albo podział.

    Więc to kwestia czasu, nie widzę raczej aby kraje południowe dały sobie narzucić oszczędności jakie proponuje Merkel (wystarczy zobaczyć co się znowu dzieje w Grecji do tego dojdzie inflacja.

    Poza tym w obliczu klęski wyborczej CDU, Merkel też chyba zmięknie.

  20. @Cynik9

    > Co może być bardziej czarne
    > niż to?

    Wojna? Utrata kontroli na bliskim wschodzie + niestabilnosc rozlewajaca sie z polnocnej Afryki na poludnie Europy?

Comments are closed.